Fakt, że wybory parlamentarne w Polsce odbędą się w niedzielę, niezależnie od wyniku, jest dobrą wiadomością dla UE. Kampania wyborcza od miesięcy wrzuca piasek w koła europejskiej polityki – komentuje Julia Dahm.
Seria wyborów w Europie rzuciła niedawno cień na Brukselę, która jest również idealnym miejscem wyborczym dla kampanii krajowych i regionalnych.
Niedawno miały miejsce w Hesji, a zwłaszcza w Bawarii, wybory krajowe w Luksemburgu i na Słowacji, a przede wszystkim w przyszłym roku odbędą się oczywiście wybory europejskie, w związku z którymi kampania wyborcza już się rozpoczęła.
Żadna jednak kampania nie wyrządziła w ostatnich miesiącach tylu szkód na poziomie europejskim, co polska.
Wybory legislacyjne odbędą się w Polsce w najbliższą niedzielę, 15 października. Skupią się głównie na tym, czy rządząca prawicowo-populistyczna partia PiS uda się utrzymać u władzy.
Ten ostatni znajduje się zatem pod wielką presją i jest gotowy użyć wszelkich niezbędnych środków. Również za rozpowszechnianie fałszywych informacji, działanie w pojedynkę, z naruszeniem prawa UE i alienację krajów partnerskich, w tym Niemiec.
W ostatnim czasie tylko Polska i Węgry sprzeciwiły się wynegocjowanemu przez kraje UE kompromisowi w sprawie części paktu azylowo-migracyjnego.
Rząd również podsycił nastroje w kraju, mówiąc, że przeciwstawił się przymusowej redystrybucji migrantów w UE – ale i tak nie jest to planowane.
Nie jest wyjątkiem, że Polska staje na przeszkodzie w kwestiach migracyjnych. O wiele bardziej godne uwagi jest zachowanie Warszawy w stosunkach z Ukrainą, a zwłaszcza niechlubne obecnie kontrowersje wokół ukraińskiego eksportu zbóż.
Choć Polska była jednym z najważniejszych zwolenników Kijowa po rozpoczęciu wojny z agresją rosyjską i wielokrotnie i jednoznacznie wzywała do większego zaangażowania swoich europejskich partnerów, rząd PiS w pojedynkę zainicjował nałożone od dawna przez Ukrainę ograniczenia w imporcie zbóż. w ostatnich miesiącach wielokrotnie konieczne było pilne przetrwanie gospodarki.
Polska podzieliła w ten sposób UE i przedłożyła własne interesy kampanii wyborczej ponad solidarność z Ukrainą. Wreszcie ważną grupą wyborczą dla PiS są rolnicy niezadowoleni z napływu taniego zboża.
Sprawa nabiera szczególnego charakteru ze względu na zachowanie polskiego komisarza europejskiego ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, który sam należy do PiS i ostatnio otwarcie pomagał mu w kampanii wyborczej – mimo że pełnił rolę faktycznie neutralnego urzędnika europejskiego.
Na przykład w kwestii ograniczeń importowych Wojciechowski przymykał oko, choć indywidualna decyzja Polski najprawdopodobniej była sprzeczna z prawem europejskim.
Komisja z niezwykle dużą częstotliwością zatwierdziła ostatnio także pomoc państwa dla Polski w sektorze rolnym, o czym Wojchiechowski każdorazowo z dumą ogłaszał w mediach społecznościowych.
A potem byłoby oczernianie Niemiec, na których PiS opiera znaczną część swojej kampanii i z którymi po stronie niemieckiej z powodu niezadowolenia zapewnia. Zapomnieliśmy o tym, jak w zeszłym roku Niemcy, Polska i Francja próbowały ściślej współpracować i jak to nazywamy Przywrócenie do życia Trójkąta Weimarskiego.
„Niestety, w kampaniach wyborczych często dochodzi do ataków słownych i polski nie jest wyjątkiem. Stosunki między Polską a Niemcami są szczególnie wrażliwe” – powiedział Euractiv poseł SPD Christian Petry.
Ostrzegł jednak, że oba państwa „nie mają innego wyboru, jak tylko szukać silnych i odpornych stosunków”.
To samo tyczy się polityki europejskiej: po niedzielnych wyborach sytuacja powinna chwilowo się poprawić.
Ale w Unii składającej się z 27 państw członkowskich z pewnością odbędzie się kolejna kampania wyborcza, podczas której chęć bycia widocznymi obali opartą na konsensusie politykę UE.
Przede wszystkim UE musi wyciągnąć wnioski z polskiego przypadku i przygotować się na przyszłość.
(pod redakcją Oliviera Noyana)
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.