Wojna na Ukrainie: Jens pokonuje 1300 kilometrów do granicy, aby uratować swoją dziewczynę

Niespokojne oczekiwanie w Polsce

Jens podróżuje 1300 kilometrów do granicy z Ukrainą, aby uratować swoją dziewczynę

sobota 26 lutego 2022 | 06:44

Coraz więcej ludzi opuszcza Ukrainę z powodu rosyjskiej inwazji, jednym z pierwszych krajów docelowych jest Polska. Do tej pory jednak zapowiadany ruch masowy nie doszedł do skutku, choć przyjaciele i krewni czekają na przybycie uciekinierów.

Po polskiej stronie granicy z Ukrainą w pobliżu Korczowej jest prawie niesamowicie cicho. Setki tysięcy uchodźców, którzy, jak się uważa, są w drodze na zachód, są tu ledwo obecni.

Na ulicach jest tylko kilka ukraińskich tablic rejestracyjnych. Wojna w sąsiednim kraju, gdzie odległe o około 620 kilometrów wojska rosyjskie najeżdżają i bombardują stolicę Kijowa, jest stąd równie niewyobrażalna.

Ukraina: od 20 do 30 km korków

Parking przy granicy jest dobrze zapełniony, ale ludzi można zobaczyć tylko sporadycznie. Widok na ukraińskie przejście graniczne blokują pojazdy straży granicznej. Samochody prawie nie przejeżdżają, więc jezdnia zapełnia się głównie rewersami po polskiej stronie.

Z drugiej strony poszkodowani malują zupełnie inny obraz: Krewni oczekujący po polskiej stronie i mający kontakty w rozdartym wojną kraju zgłaszają korki o długości od 20 do 30 kilometrów. Szacunek ten potwierdzają dane w czasie rzeczywistym z serwisów mapowych. Ale ten ruch z Ukrainy do tej pory nie dotarł.

Samochody przekraczają granicę tylko w dłuższych odstępach czasu, a piesi jeszcze rzadziej przyjeżdżają z kraju, w którym dzień wcześniej rozpoczęła się eskalacja wojny Rosji na Ukrainie.

Nagle słychać pukanie w szybę samochodu dziennikarza

Rzut kamieniem od słupka granicznego na poboczu, dziennikarz zapukał w szybę samochodu, gdy szukali kontaktów. Zmęczony, a jednak z uśmiechem Jens, jak się później przedstawia, wskazuje na numer rejestracyjny dziennikarzy Jeziora Bodeńskiego – on sam właśnie ukończył ponad 1300-kilometrową podróż znad Jeziora Bodeńskiego w Bawarii.

Ponieważ straż graniczna nie jest entuzjastycznie nastawiona do miejsca rozmowy, rozmowa przenosi się na najbliższy parking hotelowy około czterech i pół kilometra od Ukrainy i pięć minut jazdy od przejścia granicznego.

Czekam na przyjaciela żony z dzieciństwa

„Nie wyobrażałem sobie, że mój rok zakończy się tak” – zaczyna Jens. Jens nadal prowadził codzienne życie w czwartek; o wpół do piątej wyszedł do pracy. Kilka godzin później stało się jasne, że wieczorem wyjedzie na granicę ukraińską.

„Szybko spakowałem kilka rzeczy, zrobiłem zakupy, wziąłem prysznic, a potem wyszedłem około siódmej wieczorem” – mówi. W czasie rozmowy – około dziewiątej trzydzieści w piątek rano – właśnie przyjechał. był na prowizorycznym parkingu.

„Przygotowywałem jedzenie na trzy lub cztery dni i śpiwór” – mówi. Absolutnie nie wiadomo, kiedy rodzina, którą chce tu przyjąć i zabrać ze sobą do Niemiec, będzie mogła przekroczyć granicę.

Informacje docierają do oczekujących na parkingu sporadycznie lub z plotek. Oto kolejne samochody z polskimi i niemieckimi tablicami rejestracyjnymi, obok nich dwa rzędy pojazdów policyjnych. Jednak również tutaj nie ma oznak przeludnienia ani chaosu. Z tego powodu w powietrzu jest napięcie.

Jens również regularnie sprawdza swój telefon komórkowy i stara się nie zasnąć. O statusie uchodźców informuje go żona Ukrainka, koleżanka z dzieciństwa, której rodzina nie mówi ani po niemiecku, ani po angielsku.

Jej mąż nie może wyjechać z Ukrainy

Pierwsza popołudniowa rozmowa z uchodźcą jest tak samo natychmiastowa jak kontakt z Jensem. Po przejściu wzdłuż granicy przed wejściem do hotelu zbliża się młoda kobieta. Stoi tam z dużą torbą na ramię z napisem marki i prosi o papierosa.

Szybko wyjaśnia, dlaczego chce palić, bo nigdy nie pali. Pochodzi z Kijowa i właśnie przyjechała do Korczowej. Drżącymi palcami trzyma papierosa, łamaną angielszczyzną opowiada o wojnie w jej rodzinnym kraju.

Łzy napływają jej do oczu, gdy mówi, że partner wysadził ją na granicy, a potem zawrócił. Mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat mają obecnie zakaz opuszczania kraju. W rozmowie z dziennikarzami zapytała, czy w hotelu jest WiFi. Z wdzięcznością przyjmuje ofertę mobilnego hotspotu, robi zdjęcie hotelu i wysyła je do swoich kontaktów, które czekają na jej wiadomość.

„Dziękuję, bardzo dziękuję” – powiedziała z ulgą, że zdjęcie dotarło do wszystkich. Potem idzie odpocząć. Więc odrzuca zaproszenie na kawę. Podróż trwała dwanaście godzin, a kolejne dziesięć godzin czekała na granicy. Po odpoczynku ma nadzieję odwiedzić przyjaciół w Krakowie.