IW niespokojnych czasach polski rząd znalazł powód do świętowania dużej inwestycji: we wtorek otwarto gazociąg Baltic Pipe. Duński gazociąg jest w pewnym sensie projektem konkurencyjnym dla Polski do niemiecko-rosyjskich gazociągów Nord Stream 1 i 2, przez które przecina dno morskie. Gaz norweski ma być transportowany do Polski gazociągiem Baltic Pipe. Dociera do polskiego wybrzeża w Rewahl, około 50 kilometrów od granicy niemieckiej.
Prezydent Andrzej Duda powiedział na inauguracji, że wraz z rurociągiem spełnił się „wieloletni polski sen”. Premier Mateusz Morawiecki nazwał Baltic Pipe „fajką bezpieczeństwa i przyjaźni”, zwłaszcza w „nowej erze współpracy” z Danią i Norwegią. „Nord Stream 1 był rurociągiem, którym płynęła również ukraińska krew” – powiedział premier; projekt był próbą „zdominowania Europy Środkowej”.
Komisarz UE ds. energii Kadri Simson pogratulował Polsce i Danii tego „ważnego kroku dla unijnej polityki infrastrukturalnej” i zapowiedział, że Baltic Pipe „odgra kluczową rolę w łagodzeniu obecnego kryzysu energetycznego”. Obecna premier Danii Mette Frederiksen podziękowała Polsce za „wiodącą rolę od początku rosyjskiej inwazji” na Ukrainie.
Podobnie jak ona, norweski minister energetyki Terje Aasland mówił o tym, że Europa nie powinna dać się podzielić bronią energetyczną rozmieszczoną przez Rosję. Dziś gaz ziemny jest tłoczony z pełną prędkością u wybrzeży Norwegii. W tym roku produkcja wzrosła o 8% „i robimy wszystko, co w naszej mocy, aby utrzymać ją na tak wysokim poziomie”.
Moc odpowiada połowie polskiego zużycia gazu
Według duńskiego operatora sieci Energinet, na Morzu Północnym wybudowano dobre sto kilometrów linii, kolejne 200 km przez Danię i prawie 300 km przez Bałtyk do Polski, aby połączyć złoża norweskie z polskim wybrzeżem. Koszty były wcześniej szacowane na równowartość około dwóch miliardów euro, które zostaną po równo podzielone między oba kraje.
Projekt ma burzliwą historię: za premiera i eksperta ds. energii Jerzego Buzka polsko-norweski traktat został podpisany w 2001 roku, ale nie został ratyfikowany po zwycięstwie wyborczym postkomunistycznej lewicy w Polsce. Mówiono wówczas, że rosyjski gaz jest trochę tańszy. Obecny rząd w Polsce wznowił prace dopiero w 2016 roku. Bruksela dostrzegła teraz wagę projektu i zapewniła dotację w wysokości dobrych dziesięciu procent.
Nowa rura ma rozpocząć dostawy gazu w październiku; ich pojemność wynosi dziesięć miliardów metrów sześciennych rocznie. Odpowiada to dokładnie połowie rekordowej konsumpcji w Polsce w 2021 roku; jednak oczekuje się, że w tym roku tylko 18 miliardów. W każdym razie wielkość dostaw już uzgodniona umownie jest wielką niewiadomą dla Baltic Pipe. Polska grupa gazowa poinformowała, że uzgodniła w zeszłym tygodniu z norweską firmą Equinor co najmniej 3,5 mld m sześc. na 2023 r. oraz dodatkowe 2,4 mld m sześc.
Kryzys węglowy to kluczowy test dla rządzącej partii PiS
Polska cierpi jednak z powodu wysokich cen energii elektrycznej, które dla wielu konsumentów wzrosły pięciokrotnie. Późnym poniedziałkowym wieczorem rząd przedstawił projekt hamulca taryfowego: w przyszłym roku gospodarstwa domowe powinny być w stanie kupić 2000 kilowatogodzin po cenie z poprzedniego roku. 2600 kWh powinno dotyczyć rodzin z osobami niepełnosprawnymi, a nawet 3000 kWh rolników i rodzin wielodzietnych. 2000 kWh to średnie zużycie w kraju, określa. Ten środek, znany jako „tarcza solidarności”, ma kosztować równowartość prawie pięciu miliardów euro.
Największym problemem pozostaje jednak dostawa węgla do około trzech milionów gospodarstw domowych, które się w ten sposób ogrzewają. Wiosną rząd Morawieckiego ogłosił, że powstrzyma się od importu dużych ilości rosyjskiego węgla, aby przyspieszyć odcięcie gospodarcze Moskwy. W międzyczasie nie tylko gwałtownie wzrosły ceny, ale także eksperci wątpią, czy uda się znaleźć na światowym rynku kilka milionów ton węgla przed nadejściem zimy i przetransportować go do Polski i odbiorców końcowych.
Aby złagodzić sytuację, każde „węglowe palenisko” w kraju powinno przed zimą otrzymać dotację w wysokości około 640 euro. W tym samym czasie statki przewożą paliwo przez oceany do Polski. Od wielu dni media krytyczne wobec rządu donoszą, że zaniepokojeni ludzie w małych miasteczkach stoją w kolejkach do kupców węgla, by kupić węgiel lub przynajmniej zostać wpisanym na listę oczekujących. Spór o to, kto odpowiada za kryzys węglowy, to kluczowy test dla rządzącej partii PiS. Premier Morawiecki spiera się z jednym ze swoich zastępców, ministrem majątku państwowego Jackiem Sasinem.
„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.