Dokonali tego: niemieccy koszykarze przeszli do historii, pokonując Polskę i zdobywając pierwszy od 17 lat medal mistrzostw Europy. W końcu wystarczył nawet najsłabszy występ w turnieju – bo Wielki Człowiek działa magicznie.
Gdy brązowy medal był w torbie, Dennis Schröder opuścił boisko przed końcem czasu i dał się nagrodzić aplauzem publiczności. Dirk Nowitzki już dawno wstał z trybun i kibicował 82:69 (36:23) w małym finale z polskim outsiderem z kieliszkiem wina musującego w dłoni.
Niemieccy koszykarze nagrodzili się w Berlinie za mocne mistrzostwo Europy u siebie i uzupełnili medal ustanowiony po złocie w 1993 i srebrze w 2005. „Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Zdecydowanie mieliśmy szczęście, że mieliśmy ich więcej” – powiedział kapitan Schröder, ale rozczarowanie straconą szansą było dość ograniczone: „Przeszliśmy do historii. Mam nadzieję, że przywróciliśmy koszykówce najseksowniejszą Niemkę”.
Dwa dni po gorzkiej porażce w półfinale z mistrzami świata Hiszpanią (91:96), Schröder, jako czołowy rzucający z 26 punktami, poprowadził drużynę do niezwykle ważnego zwycięstwa w prawdopodobnie najsłabszym meczu turniejowym selekcji DBB . . Trener narodowy Gordon Herbert już postawił sobie za cel medal EM, kiedy przejął stery w zeszłym roku, eksperci w to wątpili – ale Kanadyjczyk spisał się ze swoim zespołem. – Zagraliśmy niesamowity turniej – powiedział Herbert. Pewnie teraz wypije „piwo”.
Najlepszy niemiecki gracz powinien też postawić piwo przeciwko Polsce. Kto był bliski rozegrania double-double i znalazł jeszcze czas na czary, a kto na koniec był kompletnie bez formy, można przeczytać w indywidualnej recenzji w załączonym pokazie slajdów lub tutaj.
„Dożywotni gracz. Fanatyk bekonu. Namiętny introwertyk. Totalny praktyk Internetu. Organizator”.