Polska wzywa ambasadora Rosji: incydenty wojskowe

DIncydent z udziałem rosyjskiego myśliwca zbliżającego się do polskiego samolotu patrolowego nad Morzem Czarnym miał w środę konsekwencje: polskie MSZ wezwało ambasadora Rosji do Warszawy. Rzecznik MSZ poinformował na Twitterze, że dyplomata otrzymał notę ​​protestacyjną przeciwko „prowokacyjnym i agresywnym zachowaniom strony rosyjskiej”.

Gerarda Gnaucka

Korespondent polityczny na Polskę, Ukrainę, Estonię, Łotwę i Litwę z siedzibą w Warszawie.

Jak poinformowała polska straż graniczna, rosyjski myśliwiec Su-35 zbliżył się w piątek do polskiego samolotu Let L-410, który wykonywał lot patrolowy dla europejskiej agencji ochrony granic Frontex. Zdaniem Warszawy Su-35 wykonywał „agresywne i niebezpieczne manewry”. Trzykrotnie zbliżyła się do polskiego samolotu na odległość około pięciu metrów i również przeleciała przed jego nosem. Powiedział, że załoga tymczasowo straciła kontrolę nad samolotem turbośmigłowym, który stracił wysokość z powodu turbulencji, które się rozpoczęły. Incydent miał miejsce w międzynarodowej przestrzeni powietrznej w wyznaczonym obszarze operacyjnym Rumunii.

Organ Frontex, który regularnie korzysta z samolotów z krajów UE, zawiesił od tego czasu do odwołania loty patrolowe dla Polaków. NATO wzmocniło obserwację przestrzeni powietrznej. Do podobnego incydentu nad Morzem Czarnym doszło ostatnio w połowie marca. W tym czasie rosyjski samolot bojowy wykonał manewr przeciwko amerykańskiemu dronowi MQ-9 Reaper. Film najwyraźniej nagrany przez drona pokazał, w jaki sposób śmigło samolotu zostało uszkodzone. Nieco później, według Waszyngtonu, dron został wyniesiony na morze w celu kontrolowanej katastrofy.

Tymczasem w Polsce wciąż dyskutuje się o katastrofie przypuszczalnie rosyjskiej rakiety z 16 grudnia w pobliżu polskiego miasta Bydgoszta. Pod koniec kwietnia pocisk manewrujący został przypadkowo znaleziony i zabezpieczony przez skoczka w lesie. Wstępna wersja śledczych, jak podała w środę prywatna polska telewizja RMF FM, mówi, że był to rosyjski pocisk manewrujący Ch-55 zdolny do przenoszenia głowicy nuklearnej. Skoro Polskie Siły Powietrzne nie mają tej broni, to musi to być rakieta rosyjska; jednak w lesie nie było eksplozji. Głównym zmartwieniem polskich mediów jest to, dlaczego rakieta miała być obserwowana w locie, a potem zniknęła z ekranów radarów i nie była poszukiwana „do skutku”.

Informatorzy nadawcy jako przyczynę podali „bardzo trudne warunki pogodowe” w grudniu. „Wygląda na to, że polskie wojsko potraktowało incydent lekko lub próbowało go zatuszować” – podsumował nadawca. Incydent z rakietą rzekomo wystrzeloną z samolotu nad Białorusią zbiegł się w czasie z intensywnymi atakami rosyjskich sił powietrznych na Ukrainę. Wcześniej, 15 listopada, rzekomo ukraiński pocisk przeciwlotniczy wylądował w pobliżu Przewodowa w południowo-wschodniej Polsce, zabijając dwóch cywilów.

Grayson Hayes

„Komunikator. Profesjonalny badacz kawy. Irytująco skromny fanatyk popkultury. Oddany student. Przyjazny ćpun mediów społecznościowych”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *