Energia nigdy nie była „tylko biznesem”. Energia jest nadal jasno wyrażonym narzędziem geopolitycznym, którego znaczenie stało się szczególnie widoczne po napaści Rosji na Ukrainę.
Agresywne niedemokratyczne kraje, takie jak Bliski Wschód czy Rosja, nieustannie próbują eksploatować paliwa kopalne, które są obecnie demonizowane, ale nadal dominują poza światem zachodnim. Podczas gdy agresja Iranu jest zmniejszona, Rosja jest ostatnio postrzegana jako bardzo dobry partner w handlu energią w starej Europie, ignorując jej geopolityczną agresję wobec świata zachodniego.
Wojna na Ukrainie nie powinna zmienić fundamentalnego rozumienia energetyki w Europie Środkowej czy Zachodniej. Nie powinno być wielkich złudzeń co do możliwych zmian w zachodniej UE. Dawno, dawno temu, w 2012 r., pomysł Angeli Merkel o Europie „dwóch prędkości” w kontekście agresji na Ukrainę, co sugerowało, że kraje takie jak Niemcy czy Włochy, partnerzy wieloletnich rosyjskich handlowców energii, czują się bardziej nieswojo w rogu, niż chcieli zmienić z niewłaściwej postawy.
To było jak pakt Ribbentrop-Mołotow z XXI wieku zawinięty w papier „tylko biznes”. Po pokucie Niemiec, Austrii, Włoch i innych krajów staroeuropejskich oraz usunięciu przyczyn tej sytuacji, Europa Środkowa mogła odzyskać podstawy zaufania.
Wieloletnia cyniczna tolerancja tych krajów wobec działań Rosji i praktyki „business as usual” rodzi pytanie, na które prawdopodobnie będziemy musieli odpowiedzieć w przyszłości: ich polityka energetyczna nie była – nie była to prewencyjny współudział i finansowanie rozbiórki Ukraina?
Projekty silnie wspierane przez niemieckich premierów, takie jak Nord Stream, wysłały jasny sygnał moralnego i gospodarczego wsparcia dla imperialnych planów Rosji wobec Europy Środkowo-Wschodniej. To było jak pakt Ribbentrop-Mołotow XXI wieku zawinięty w papier „tylko biznes”. Po pokucie Niemiec, Austrii, Włoch i innych krajów staroeuropejskich oraz wyeliminowaniu przyczyn tej sytuacji, Europa Środkowa mogła odzyskać podstawy zaufania. Scenariusz ten wydaje się jednak zbyt optymistyczny i nieprawdopodobny. Europa Środkowa powinna przestać czekać i działać, zdając sobie sprawę z niskiego prawdopodobieństwa fundamentalnej zmiany starej europejskiej strategii energetycznej. Działanie to jest realizacją dobrze rozumianej potrzeby niezależności energetycznej.
W latach 2007-2008 wyraźnie wyartykułowana idea niezależności energetycznej litewskich elit politycznych została częściowo zrealizowana podczas zmian w energetyce. Ważnym i najbardziej widocznym przykładem tych zmian jest sektor gazowy: terminal LNG „Niepodległość” na obszarze wodnym portu w Kłajpedzie od 2014 roku oraz połączenie gazowe z Polską.
Jednak nazwa terminala nie powinna wprowadzać w błąd – niezależność energetyczna nie została jeszcze osiągnięta. Pokazuje więcej celu, aspiracji i, przynajmniej na razie, potrzeby odnowienia procesu. Dzieje się tak, choć ze sporym opóźnieniem, gdy Litwa przystępuje do systemu energetycznego ENTSO-E (co ciekawe, Ukraina mogła do niego przystąpić całkiem niedawno, już w czasie wojny z Rosją). Nie bójmy się więc zobaczyć, co się teraz dzieje – kwestia niezależności energetycznej Litwy, która jest bezpośrednio związana z produkcją energii elektrycznej.
Jak pokazuje powyższe tło, nie warto polegać na wspólnych strategiach energetycznych Unii Europejskiej. Wręcz przeciwnie, uznając odmienne interesy członków UE, należy zdecydowanie realizować własne interesy.
Jak pokazuje powyższe tło, nie warto polegać na wspólnych strategiach energetycznych Unii Europejskiej. Wręcz przeciwnie, uznając odmienne interesy członków UE, należy zdecydowanie realizować własne interesy. To oczywiście wymaga konsensusu z sąsiednimi krajami, takimi jak Polska czy Szwecja (być może Łotwa i Estonia, których wyniki zarówno w projektach terminalu LNG, jak i elektrowni jądrowej Visaginas były dalece inspirujące i wyraźnym wskazaniem, jak ważna jest niezależność energetyczna ).
Również na szczeblu politycznym państwa partie powinny dążyć do konsensusu, abyśmy ponownie, poprzez wąskie polityczne dedukcje i referenda, nie stali się uciekinierką o imieniu Hitachi. Dopiero po wyraźnym sformułowaniu niezależności energetycznej jako wyraźnej aspiracji państwa litewskiego możliwe jest przejście do możliwych wariantów tego rozwiązania.
Popularne pomysły na zieloną energię z ostatniej dekady mogą być atrakcyjne i fascynujące. Historie o niskich kosztach, wiecznie świecącym słońcu, wiejącym wietrze czy tak pięknych wierzbach, które potem sprawnie spalimy, niestety nie oddają skomplikowanej rzeczywistości. To propozycja dla pięcioosobowej rodziny rozwiązania problemów komunikacyjnych w Wilnie w grudniu za pomocą skuterów i rowerów – mimo apelu części wyborców (lub lobbystów odnawialnych źródeł energii) nie jest to trwałe rozwiązanie dla społeczeństwa i państwa.
Taki scenariusz był tylko eufemizmem dla „dominującego importu z dyktatorskich krajów trzecich”. Pod przykrywką takich i podobnych scenariuszy rządząca wówczas Litewska Partia Socjaldemokratyczna i jej koalicjanci pozwolili sobie na zawieszenie projektu elektrowni atomowej w Visaginas, który został już odrzucony w referendum konsultacyjnym.
Geopolitycznie i (ekologicznie) logicznie musimy również odrzucić wykorzystanie paliw kopalnych do tworzenia scenariuszy. Ponadto, aby osiągnąć prawdziwą niezależność energetyczną, musimy zdecydowanie odrzucić propozycje ekspertów z Litewskiego Instytutu Energetycznego dotyczące dostarczania energii elektrycznej w ramach „elastycznego scenariusza niejądrowego”, które są jednowymiarowe (oparte wyłącznie na względach ekonomicznych) i nie mają nic do zrobić z analizą geopolityczną. Taki scenariusz był tylko eufemizmem dla „dominującego importu z dyktatorskich krajów trzecich”.
Pod przykrywką takich i podobnych scenariuszy rządząca wówczas Litewska Partia Socjaldemokratyczna i jej koalicjanci pozwolili sobie na zawieszenie projektu elektrowni atomowej w Visaginas, który został już odrzucony w referendum konsultacyjnym. Takie scenariusze również zachęcały i motywowały do budowy elektrowni jądrowej Astrava. A jego pojawienie się oznacza również utratę kontroli nad głównym producentem energii elektrycznej za 20 lat i utratę odpowiedzialności za bezpieczeństwo jądrowe w regionie. Białoruś i Rosja „dbają” teraz o bezpieczeństwo, co nie jest dobrą wiadomością.
Powrót do podstaw i niezależności. Są proste odpowiedzi, które trzeba nazwać. Nie trzeba daleko szukać rozwiązań wytwarzania energii elektrycznej, a znamy je, konwencjonalnej energetyki jądrowej. W tym przypadku nie mówię o małych, niedojrzałych technologicznie reaktorach. Zarówno instytucjonalne doświadczenia z elektrownią jądrową Ignalina, jak i projekt elektrowni jądrowej Visaginas (z solidnym zespołem zarządzającym), który osiągnął pewną dojrzałość, zatrzymany przez krótkowzroczną politykę, pozwalają nam powiedzieć: kiedy chcemy, możemy.
Programy edukacyjne na litewskich uczelniach, które rozpoczęły się w 2008 roku, ale później zostały zapomniane, również przyniosły efekty, ale studenci, którzy w ostatnim czasie z nich korzystali, znaleźli pracę w elektrowniach jądrowych lub na uniwersytetach w krajach europejskich. Spróbujmy je zapamiętać.
Moim zdaniem rząd litewski powinien zacząć rozważać (i wdrażać ze zdrowymi ambicjami) takie scenariusze. Ponadto inne kraje dążące do samowystarczalności energetycznej, Belgia już przedłużyła planowaną pracę swoich reaktorów, premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson również wskazał, że Szwecja zamierza rozwijać energetykę jądrową.
Nie bądźmy ostatnimi. Wolność i bezpieczeństwo mają swoją cenę, a wybierając najtańszą „elastyczną” opcję, życie w Rosji ostatecznie pozostanie elastyczne, bezpieczne i niedrogie.
Surowo zabrania się wykorzystywania informacji opublikowanych przez DELFI na innych stronach internetowych, w mediach lub gdzie indziej, lub rozpowszechniania naszych materiałów w jakiejkolwiek formie bez zgody, a jeśli uzyskano zgodę, DELFI musi być podane jako źródło.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.