Jak wiemy, kanclerz federalny Olaf Scholz nie chce jechać do Kijowa tylko po „zdjęcie”. Według kanclerz wizyta w stolicy Ukrainy ma sens tylko wtedy, gdy są „bardzo konkretne sprawy” do omówienia. Z drugiej strony w regionie Bałkanów Zachodnich jest podobno wystarczająco dużo konkretnych rzeczy, które warto teraz odwiedzić.
Podobnie jak Ukraina, która liczy na perspektywy członkostwa w UE, kraje Bałkanów Zachodnich: Serbia, Czarnogóra, Macedonia Północna, Albania, Kosowo oraz Bośnia i Hercegowina również chcą przystąpić do UE. Na członkostwo liczyli jednak znacznie dłużej niż Ukraina.
[Alle aktuellen Nachrichten zum russischen Angriff auf die Ukraine bekommen Sie mit der Tagesspiegel-App live auf ihr Handy. Hier für Apple- und Android-Geräte herunterladen.]
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenskij podpisał wniosek o członkostwo w UE wkrótce po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. W tym momencie negocjacje akcesyjne do UE z Serbią i Czarnogórą trwały od ponad ośmiu lat. A Albania i Macedonia od dawna miały nadzieję, że i one będą mogły rozpocząć negocjacje z Brukselą. Ale to jest blokowane przez członka UE, Bułgarię, z powodu dziwacznego sporu historycznego.
W tym kontekście Scholz wysyła bardzo świadomy sygnał swoją dwudniową wizytą w regionie. Uważa, że właściwe jest, aby UE dotrzymywała swoich wieloletnich obietnic wobec Bałkanów Zachodnich. Gdyby Scholzowi udało się podczas swojej podróży odwieść bułgarski rząd od zablokowania kandydata do UE Macedonii Północnej, byłby to z pewnością przewrót dyplomatyczny. Ale tak nie wygląda.
Byłoby jeszcze lepiej, gdyby Scholz pojechał w tych dniach do Kijowa. Tam Selenskyj ma nadzieję, że niemiecki rząd zajmie jasne stanowisko w sprawie wniosku Ukrainy o członkostwo. Taka determinacja w Berlinie – to byłaby w istocie jedna z tych „konkretnych rzeczy”, o których kanclerz mówił dość niejasno w perspektywie wyjazdu do Kijowa.
Dwa tygodnie przed szczytem UE należy unikać walk
Być może niejasność kanclerza w kwestii członkostwa Ukrainy ma przyczyny taktyczne. Temat jest bardzo kontrowersyjny wśród 27 krajów UE. Inne kraje, takie jak Francja, są jeszcze bardziej utrudnione niż Niemcy. Głowa państwa Emmanuel Macron powiedział nawet, że minie kilkadziesiąt lat, zanim Ukraina będzie mogła dołączyć do wspólnoty. W tej sytuacji Scholz może chcieć uniknąć otwartego sporu we wspólnocie przed szczytem UE za dwa tygodnie omawiającym status kandydata Ukrainy.
Więcej informacji o wojnie na Ukrainie na Tagesspiegel Plus:
Niemniej jednak wahanie Scholza jest błędem. W każdym razie przyznanie statusu kandydata byłoby tylko pierwszym krokiem na długiej drodze do UE. Z drugiej strony byłaby zachętą dla Ukraińców w ich defensywnej walce z Władimirem Putinem właśnie w tym momencie.
Oczywiście dla Ukrainy nie może być zniżek członkowskich. Powszechna korupcja, wciąż istniejące struktury oligarchiczne i wady praworządności to rzeczy, które należy naprawić, zanim Ukraina będzie naprawdę gotowa do członkostwa. Ale od początku rosyjskiej agresji punkt ciężkości uległ zmianie: ponieważ demokratyczne wartości UE są obecnie podtrzymywane w strefie działań wojennych we wschodniej Ukrainie, UE jest winna atakowanemu krajowi jasne perspektywy członkostwa.
„Światło członkostwa” Macrona nie jest perspektywą dla Kijowa
W każdym razie poczekalnia poza UE w postaci „europejskiej wspólnoty politycznej”, o którą argumentował Macron, nie wystarcza Kijowowi. „Światło członkostwa w UE” wydaje się być nagrodą pocieszenia dla Kijowa. Nawiasem mówiąc, dotyczy to również wszystkich innych państw dążących do przyłączenia się do wspólnoty – tj. krajów Bałkanów Zachodnich oraz Gruzji i Mołdawii. W przypadku Turcji, biorąc pod uwagę oczywiste niepowodzenia demokratyczne ostatnich lat, pojawia się poważne pytanie, czy członkostwo w UE jest kiedykolwiek opcją.
Ale czy powinniśmy rozważyć życzenia członkowskie krajów Bałkanów Zachodnich i przyszłych nowych kandydatów do członkostwa – Ukrainy, Gruzji, Mołdawii – jak to oczywiście robi Scholz? Kanclerz powiedziała, że uczciwość wobec krajów Bałkanów Zachodnich jeśli na drodze z UE na Ukrainę nie ma skrótów. W żadnym wypadku nie są one sprzeczne: z jednej strony UE musi pilnie kontynuować próby zakończenia impasu w negocjacjach z Macedonią Północną i Albanią, który wywołała Bułgaria. A po drugie, co ważniejsze, na kolejnym szczycie UE Wspólnota musi jasno określić, jak zamierza postępować z Ukrainą, Gruzją i Mołdawią. Przede wszystkim Ukraina potrzebuje teraz jasnego sygnału z Brukseli.
UE musi przygotować się na rundę rozszerzenia podobną do tej z 2014 r.
Jeśli spojrzysz na mapę z wieloma krajami na południu i wschodzie dzisiejszej UE, które chcą do niej przystąpić, dojdziesz do wniosku, że klub 27 obecnych państw członkowskich będzie musiał przygotować się na rozwój podobny do długofalowego w 2004 roku. W ramach ekspansji na wschód dołączyło wówczas dziesięć nowych państw.
W retrospekcji historycznej pojawia się również fakt, że UE była wówczas nieprzygotowana na wielką rundę akcesyjną. Minęło kolejne pięć lat, zanim weszła w życie reforma uwzględniająca rozwój klubu. Logika jest prosta: im więcej członków, tym mniej powinno być opcji weta. Z tego powodu traktat lizboński UE zniósł zasadę jednomyślności w sprawach o znaczeniu narodowym, takich jak polityka azylowa UE. Spowodowało to anulowanie Węgier i Czech podczas kryzysu uchodźczego w 2015 roku.
Tym razem reformy wewnętrzne muszą zostać zakończone szybciej niż w 2004 roku
Dzięki istniejącym mechanizmom decyzyjnym UE zaskakująco dobrze oparła się agresji Putina na Ukrainę. Sześć pakietów sankcji zostało już przyjętych, niektóre z nich po trudnych debatach. Jednak polityka sankcji jest jednym z obszarów, w których kraje takie jak Węgry mogą dowolnie wykorzystywać swoje prawo weta.
Zniesienie weta w sankcjach musi się udać
Przykład Węgier pokazuje, że wewnętrzna presja na reformę UE jest nadal silna. Zniesienie prawa weta w sprawach polityki sankcji jest zatem nieuniknione. Tym razem jednak wspólnota musi przyjąć takie reformy, zanim do UE wejdą nowi członkowie z Bałkanów Zachodnich czy Ukrainy. Europejczycy nie mogą powtórzyć błędu z 2004 r., kiedy nieprzygotowani przystąpili do rozszerzenia. Tak więc obaj muszą podjąć wysiłek: państwa w społeczności, które muszą na nowo wymyślić swoje zasady podejmowania decyzji – i wszyscy ci, którzy czekają za drzwiami.
„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.