Polska: trudności z ukraińskimi sierotami

Różne standardy opieki

Kolejnym problemem są różne standardy opieki w Polsce i na Ukrainie. W Polsce kręgosłup systemu stanowiły niegdyś ogromne sierocińce, w których mieszkało 100 lub więcej dzieci. Jednak po wejściu Polski do UE została zreformowana i dostosowana do standardów zachodnioeuropejskich. W międzyczasie w placówce może mieszkać maksymalnie 14 dzieci, choć celem są znacznie mniejsze rodziny zastępcze. Z drugiej strony na Ukrainie normą pozostają duże domy. Kijowskie Ministerstwo Spraw Społecznych chce, aby dzieci z tych placówek pozostały razem również w Polsce. To daje im większe poczucie bezpieczeństwa, argumentuje. Ale polscy specjaliści, w tym Anna Krawczak, widzą sprawy inaczej: „Szokujące było dla nas spotkanie z grupami 150 dzieci, które pochodziły z ukraińskich domów dziecka. W grupach, które przyjeżdżają do Polski, są młodzi ludzie w wieku 16 lat z małymi dziećmi pod w wieku jednego roku… To jest niedopuszczalne – po prostu dlatego, że pewne zjawiska są nieuniknione. I wiem, że się zdarzają”. Nawiązuje do przemocy, w tym przemocy seksualnej i molestowania.

Jednak ci ostatni mogli być również sprowadzeni do grupy z zewnątrz, ponieważ wolontariusze nie byli sprawdzani pod kątem kryminalnym. Ponadto nie jest możliwe, aby opiekunowie w tak dużych grupach nawiązywali relacje jeden na jeden z dziećmi i troszczyli się o nie emocjonalnie, wskazuje ekspert.

Ukraińskie obawy

Ukraińcy znają trendy i normy, ale mają też swoje obawy. Na Ukrainie dzieci uważane są za „skarb narodu”. Tym większa jest obawa, że ​​stracą swoją tożsamość, rozproszą się za granicę i nigdy nie będą mogli wrócić do domu. Jak podobno wydarzyło się w 2014 roku na początku wojny w Donbasie, o czym poinformowali polską działaczkę ochrony dzieci Annę Krawczak eksperci z właściwego departamentu ukraińskiego Ministerstwa Spraw Społecznych. W tym czasie „pod radarem” zniknęło 12 000 dzieci i do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało. Ponadto chcemy zapobiegać przypadkom handlu dziećmi i nielegalnej adopcji międzynarodowej. Ten ostatni został zakazany w czasie wojny, ale często płacono hojne łapówki. Jeśli dzieci w dużych instytucjach pozostaną razem, ukraińskie Ministerstwo Spraw Społecznych najwyraźniej liczy na zachowanie nad nimi większej kontroli.

Wysokie koszty dla Skarbu Państwa

Jednak stosowanie polskich norm z małymi grupami byłoby również kosztowne – dla polskiego budżetu państwa, choćby ze względu na wysokie wymagania kadrowe. Wiceminister Rodziny i Spraw Socjalnych Barbara Socha nie chce rozbierać dużych ukraińskich domów dziecka: „Nie chodzi o reformę ukraińskiego systemu opieki nad dziećmi. Z wyjątkiem dzieci, które przychodzą do nas bez opieki, strona ukraińska nie chce, aby jej małoletni obywatele zostali umieszczeni w pieczy zastępczej”. Nie wyklucza się jednak, że w przyszłości uda się nakłonić Ukrainę do ustępstw w tej kwestii. leczenie jest prawnie dozwolone, ponieważ surowe przepisy zakazujące dużych domów dziecka dotyczą tylko dzieci narodowości polskiej i tylko w wyjątkowych przypadkach małoletnich cudzoziemców.Opieka nad młodymi uchodźcami ukraińskimi została uchwalona odrębna ustawa specjalna.

Takie podejście krytykują organizacje i aktywiści zajmujący się ochroną dzieci: „Jeśli tak się nie stanie, stworzymy w Polsce instytucje bardziej przypominające rumuńskie sierocińce z czasów Ceauşescu niż to, co osiągnęliśmy w ostatnich latach” – mówi Anna Krawczak. Konflikt nadal się zaognia, a społeczeństwo obywatelskie w dużej mierze pozostaje samo z opieką nad młodymi Ukraińcami. Wymaga to rozwiązań systemowych, bo czas ucieka. W końcu sezon letni zbliża się wielkimi krokami. Do tego czasu wiele hoteli i pensjonatów, w których mieszkali mali uchodźcy wojenni, będzie musiało zostać ponownie wyzwolonych – bo domy muszą i chcą zarabiać. Niektóre są już pełne.

Pierce Caldwell

„Guru kulinarny. Typowy ewangelista alkoholu. Ekspert muzyki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *