Czy Polska pójdzie na wojnę z Rosją, jeśli Ukraina zostanie pokonana? Wypowiedzi ambasadora we Francji wywołują poruszenie.
To długi wywiad, którego Jan Emeryk Rościszewski udzielił w minioną sobotę francuskiej telewizji. Ambasador Polski był gościem wiadomości LCI przez prawie pół godziny. Chodziło o ogłoszoną niedawno dostawę polskich myśliwców MiG-29 na Ukrainę. Ambasador wyjaśnił, że starają się być orędownikiem Ukrainy i dać jej wszelkie szanse na jak najlepszą obronę przed Rosją. Jak na razie całkiem normalnie.
Z 27-minutowej rozmowy pozostały jednak 43 sekundy, które kanał informacyjny udostępnił następnie na swoim kanale na Twitterze: Rościszewski mówi, że agresja w wojnie na Ukrainę przyszła z Rosji, że kraj rozpoczął inwazję i porywał ukraińskie dzieci. Potem padły zdania, które teraz przykuwają uwagę i które można przetłumaczyć z francuskiego w następujący sposób: „Albo Ukraina może dziś obronić swoją niepodległość. W przeciwnym razie […] mamy obowiązek wejść w ten konflikt”.
Ta deklaracja szybko rozgrzała atmosferę: polski ambasador, który mówił o pójściu na wojnę w przypadku klęski Ukrainy, definitywnie przekroczył swoje uprawnienia i powinien zostać usunięty ze stanowiska, skrytykował lewicowego posła Macieja Gdulę. Czy zatem uwagi Rościszewskiego rzeczywiście wywołały skandal dyplomatyczny i zapowiedział działania militarne ze strony Polski?
„Całkowicie przesadzone”
„Całe to podekscytowanie wydaje mi się całkowicie przesadzone” – powiedział Stefan Meister z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w wywiadzie dla t-online. Ambasador opisał jedynie scenariusz, który miałby miejsce, gdyby Ukraina przegrała wojnę, a Polska byłaby kolejnym krajem, który mógłby zostać zaatakowany przez Rosję. „Nie chodzi o to, że Polska przystąpiła do wojny jako kraj NATO, ale o to, że po klęsce Ukrainy stałaby się państwem frontowym NATO z wojskami rosyjskimi za granicą. To mogłoby doprowadzić do wojny przez Polskę”. Jednak obecnie jesteśmy daleko od tego scenariusza.
Podobnego zdania jest Andreas Heinemann-Grüder z Międzynarodowego Centrum Studiów nad Konfliktami w Bonn: „Oświadczenia były z pewnością źle sformułowane. Ale nie oznaczają, że Polska pójdzie na wojnę z własnymi wojskami” online. .
W każdym razie do tego potrzebne byłoby porozumienie z pozostałymi państwami NATO. Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w Polsce Radosław Fogiel również spokojnie przyjął uwagi ambasadora: „Nie wiem, jak po francusku oznacza się burzę w filiżance herbaty, ale właśnie z tym mamy do czynienia ”. powiedział politykom partii rządzącej PiS w programie „Rzecz o Polityce”.
Co ambasador miał na myśli?
Ale jeśli nie chodzi tu o udział Polski w wojnie, to jaki był cel wypowiedzi Rościszewskiego? Heinemann-Grüder podejrzewa, że wyroki ambasadora nie były uzgodnione ani z Kancelarią Premiera Mateusza Morawieckiego, ani z MSZ jego kraju. Ale nie mogli upaść całkowicie bez zastanowienia. „Może to świadczyć o tym, że Polska nie jest usatysfakcjonowana poparciem Zachodu dla Ukrainy” – spekuluje politolog.
Być może Rościszewski chciał wskazać, co jego zdaniem może się wydarzyć w skrajnych przypadkach, jeśli państwa zachodnie nie zapewnią Ukrainie wystarczającego wsparcia militarnego. Niedawno Polska wraz ze Słowacją była pierwszym krajem zachodnim, który ogłosił dostawę myśliwców na Ukrainę. Inne stany jak dotąd nie poszły w ich ślady:
Kanclerz Olaf Scholz (SPD) dotychczas kategorycznie wykluczał dostawy niemieckich myśliwców. Inaczej jest we Francji: prezydent Emmanuel Macron powiedział na początku lutego, że wsparcie myśliwcami nie jest problemem doraźnym, ale też nie wyklucza tego dla zasady. Być może Rościszewski chciał się upewnić, że prezydent rozważy przystąpienie do sojuszu odrzutowego.
„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.