Napięcia polityczne w Polsce narastają od kilku miesięcy, coraz więcej migrantów, głównie z Bliskiego Wschodu i Azji, rejestruje próby nielegalnego wjazdu do kraju. Warszawa, podobnie jak Wilno, twierdzą, że ludzi wysyła na zewnętrzne granice UE reżim Aleksandra Łukaszenki w Mińsku.
Jak dotąd główna debata skupiała się na grupie 30 migrantów, którzy od tygodni tkwią po białoruskiej stronie granicy. Ludzie założyli własny obóz, a Polska oskarżyła Białoruś o to, że nie pozwala migrantom na powrót tam, skąd przybyli.
Jak wspomniano, w Warszawie mówi się o „hybrydowym ataku” mińskiego reżimu, który ma podważyć integralność państwa polskiego i wywołać nowy kryzys migracyjny w UE.
Bezpieczeństwo granic zostało teraz znacznie wzmocnione. Setki żołnierzy pomagają pogranicznikom, na granicy szybko stawia się szlaban z drutu kolczastego, a w przyszłości spodziewany jest nowy, mocniejszy mur.
Prezydent Andrzej Duda ogłosił też stan wyjątkowy w części dwóch polskich regionów graniczących z Białorusią. Oznacza to, że cywile, którzy tam nie mieszkają – politycy, dziennikarze – nie mają już wstępu do strefy kryzysowej.
Wzmocniły się przesłuchania PiS. Na pewno nie tak bardzo, jak chciałyby wojska Jarosława Kaczyńskiego.
Oczywiście wprowadzenie stanu wyjątkowego tłumaczono również obawą przed prowokacją podczas ćwiczenia Zapad-21. Tysiące żołnierzy białoruskich i rosyjskich wzięło udział w manewrach wojskowych, z których część odbyła się w pobliżu polskiej granicy.
Burza polityczna nadeszła szybko. Widząc poruszające się zdjęcia migrantów uwięzionych na granicy, politycy opozycji i obrońcy praw człowieka nazywają traktowanie przez rząd osób wjeżdżających do kraju szokującym.
Ale wyborcy nie wydają się uważać, że rządzący zasłużyli na winę za rozwiązanie kryzysu migracyjnego – notowania PiS wzrosły. Na pewno nie tak bardzo, jak chciałyby wojska Jarosława Kaczyńskiego.
Nie pozwala przedstawicielom mediów
Zarzuty wobec PiS nasiliły się szczególnie pod koniec września, kiedy polscy urzędnicy znaleźli na granicy ciała trzech zabitych migrantów.
Krytycy rządowi zaatakowali rząd za odmowę udzielenia pomocy humanitarnej unieruchomionym migrantom i oskarżyli straż graniczną o to, że nie pozwalają organizacjom pozarządowym i politykom opozycji pomagać ludziom.
Istnieją również „wydalenia” migrantów, które opozycja nazywa nielegalnymi i nakłada obowiązek przyjmowania migrantów, którzy chcą ubiegać się o azyl.
A w ostatnich dniach krytycy PiS oskarżyli partię rządzącą o wzniecanie paniki z powodu islamofobii – że sytuacja na granicy jest dramatyzowana. Przeciwnicy rządu twierdzą, że reżim w Mińsku będzie wykorzystywał migrantów jako broń geopolityczną, dopóki Polska będzie postrzegać migrantów jako zagrożenie.
Oczywiście opozycja jest również zaniepokojona zasadnością granicznej deklaracji stanu wyjątkowego, bo PiS nie podjął takiego kroku w czasie nadmiernego kryzysu koronawirusowego. Mówi się, że prawdziwym celem jest uniemożliwienie mediom rejestrowania czynów nielegalnych i nieludzkich.
Z drugiej strony rząd i jego zwolennicy twierdzą, że po prostu ich obowiązkiem jest zapobieganie nielegalnemu przekraczaniu granic. Przedstawiciele PiS przypominają, że rządy Litwy i Łotwy zachowują się w ten sam sposób.
Mówią, że Mińsk jest odpowiedzialny za migrantów, a aktywiści nie mogą być wysyłani do obszarów granicznych, które nie są oznaczone jako legalne przejścia.
Ponadto polski rząd twierdzi, że zaproponował wysłanie konwoju humanitarnego do migrantów, ale Białoruś nie przegapiła tego.
Opozycja martwi się też o ważność granicznej deklaracji stanu wyjątkowego, gdyż PiS nie podjął takich działań podczas pandemii nadmiernej epidemii koronawirusa.
Wreszcie PiS twierdzi, że nawet wjazd niewielkiej grupy migrantów byłby niebezpiecznym przykładem i wywołałby jeszcze większy kryzys, ponieważ Białoruś i handlarze ludźmi wystawialiby jeszcze większe fale migrantów.
Wyniki ankiety mówią same za siebie
Ton przywódców, jak zauważają obserwatorzy, jest stosunkowo spokojny, może z wyjątkiem dziwacznej konferencji prasowej, na której migrantom oskarżano o zoofilię, choć okazało się, że opiera się ona na starych, niezwiązanych z kryzysem aktach.
A ten spokój pomaga w śledztwach PiS. Latem nad partią zebrały się chmury, PiS straciło formalną większość parlamentarną i kontynuowało członkostwo w UE w związku z reformą sądownictwa. Teraz jest jaśniej.
Kryzys pozwala przecież przywódcom wyobrazić sobie stanowczych i nieprzejednanych polskich pograniczników. Z drugiej strony pojawiają się ci, którzy deklarują chęć otwarcia kraju na niekontrolowaną migrację.
Co więcej, pomimo tego, że PiS jest w stałym kontakcie z Brukselą, a polski Trybunał Konstytucyjny w czwartek odrzucił prymat prawa unijnego nad prawem krajowym, Warszawa ma nawet wsparcie instytucji wspólnotowych w czasie kryzysu.
To o tyle ciekawe, że podczas kampanii przed wyborami parlamentarnymi 2015, kiedy do władzy doszedł PiS, partia wiele zyskała na sprzeciwie wobec unijnego systemu kwotowego przyjmowania migrantów. Warszawa odmówiła przyjęcia migrantów z obozów w Grecji i we Włoszech.
Tym razem, w pełni świadoma tego, jak kryzys z 2015 roku wstrząsnął europejskimi politykami i wzmocnił pozycje eurosceptyków, Komisja Europejska zaniepokoiła się jedynie prawami migrantów, a następnie ogłosiła, że Polska może i powinna bronić swojej zewnętrznej granicy przed nielegalną imigracją.
Podczas kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, kiedy PiS doszedł do władzy, partia zyskała wiele na sprzeciwie wobec unijnego systemu kwotowego przyjmowania migrantów.
A z sondaży wynika też, że działania PiS pokrywają się z opiniami polskiego społeczeństwa. We wrześniu badanie socjologiczne wykazało, że 48 proc. Polacy są generalnie przeciwni przyjmowaniu uchodźców, nie tylko migrantów zarobkowych. Ich przyjęcie popiera 40%, ale tylko 9%. – na stałe, a nie tymczasowo.
52 proc. respondentów nie pozwoliłoby migrantom, którzy utknęli na granicy z Białorusią, ubiegać się o azyl polityczny. 77 proc. opowiadał się za wzmocnieniem bezpieczeństwa na polskiej granicy państwowej.
W końcu sytuacja stała się korzystna dla samego PiS. Oceny dla partii rządzącej wyniosły 32% w lipcu i 35% we wrześniu. To prawda, do 40%. wciąż brakuje popularności, jaką PiS cieszył się latem ubiegłego roku i która pozwoliłaby mu uzyskać większość parlamentarną.
D. Tuskowi również przeszkadzają manewry
Wszystko to sprawia, że sytuacja polskiej opozycji jest dość niestabilna – nie może znaleźć jednej, mocnej odpowiedzi na kryzys, a były premier Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, który w tym roku powrócił w wielkim kraju politycznym , ledwo zdaje pierwszy poważny egzamin.
Zdając sobie sprawę, jak kwestia migracji zaszkodziła jego partii przed wyborami w 2015 roku, D. Tuskas próbuje jechać środkiem drogi. Twierdzi, że nie ma sprzeczności i że można zarówno właściwie chronić granicę, jak i nieść pomoc humanitarną migrantom.
Z jednej strony krytykuje PiS za zbyt powolne reagowanie na kryzys i wzywa rząd do niesienia pomocy uwięzionym migrantom.
Coraz więcej mówi się już o sporze warszawskim ze Wspólnotą o jej praworządność zagrażającą przyszłemu członkostwu Polski w UE.
Ale jednocześnie D. Tusk, wiedząc, że opinia publiczna jest inna i że retoryka o „otwarciu granic” tylko pomogła PiS, przyznał, że Białoruś jest odpowiedzialna za kryzys i wydawał się wspierać wysiłki na rzecz lepszej ochrony granicy państwowej.
Jednak takie manewry, jak twierdzą analitycy, są wyraźnie podważane przez cieplejsze i mniej przemyślane wypowiedzi polityków opozycji.
Stosunek wyborców do sprzeciwu wobec kryzysu często kształtowały wystąpienia polityków, takich jak członek PO Franciszek Sterczewski. Pojawił się na pierwszych stronach gazet, gdy przebił się przez straż graniczną, próbując powstrzymać go przed wejściem z ich pomocą w nielegalne pułapki.
Choć miejscy liberałowie mogli docenić to zachowanie, PiS mogło jeszcze śmielej tłumaczyć, że opozycja niemal zaprasza migrantów zaproszonych na Białoruś przez reżim Aleksandra Łukaszenki do swobodnego osiedlania się w Polsce.
Jak na razie PiS ma szczęście. Trzeba przyznać, że uwaga mediów w końcu osłabnie – już teraz więcej mówi się o zagrożeniu Warszawy dla przyszłego członkostwa Polski w UE niż dla jej praworządności.
„Właśnie wtedy doszły do nas wiadomości. Trudno zapanować nad narracją, a fakt, że wielu innych polityków opozycji wydaje się interesować politycznymi sztuczkami, a nie autentycznymi alternatywami, nie pomaga. Nie” – pisze Notatki z Polski.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.