„W zeszłym tygodniu przyjechał tu mój przyjaciel z Białorusi, słyszeliśmy dużo ludzi rozmawiających na ulicy, wydawało się, że język polski jest w mniejszości. W niektórych językach ukraińskich słychać dużo rosyjskiego” – mówi Yahoras Perakhodas, Białorusin prowadzący bar GiGi w centrum Warszawy, którego klientami są głównie Białorusini.
Polacy nadal stanowią większość mieszkańców Warszawy, jednak rosyjskojęzyczni stanowią największą mniejszość, a w ostatnich latach ich liczba z różnych powodów stopniowo rośnie.
Najważniejszym czynnikiem była rosyjska inwazja na Ukrainę w zeszłym roku, która zepchnęła miliony Ukraińców do Polski. W kraju pozostało ich około miliona, powiększając grono Ukraińców mieszkających już w Polsce. Według statystyk w Lenkach mieszka obecnie ponad 3 miliony ludzi. Ukraińcy, czyli około 8 proc. Mieszkańcy Polski są obywatelami Ukrainy.
Większość uchodźców wojennych, którzy nadal przebywają w Polsce, pochodzi ze wschodniej Ukrainy, gdzie dominuje język rosyjski, a walki są intensywne, dlatego wielu nie ma bezpiecznego miejsca, do którego mogliby wrócić.
Zrób to przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie, w 2020 roku. W proteście na Białorusi dziesiątki tysięcy Białorusinów, w większości rosyjskojęzycznych, uciekło ze swojego kraju i skorzystało z stosunkowo liberalnego prawa obowiązującego w tym kraju.
Wszyscy pracownicy baru „GiGi” to większość gości na Białorusi, a także właściciele Perakchodas sakye tikitis, natomiast w przyszłości bary będą przypominać „normalne bary w Warszawie”, przyciągną różnorodną klientelę.
Po drugiej stronie miasta Backdoor Bar to białoruska knajpa, miła obsługa dzieli się menu po białorusku, ale goście witają się po rosyjsku.
Jeden z właścicieli baru, Levonas Halatrianas, prowadził bar w Mińsku przed wyborami w 2020 roku, kiedy dołączył do uwięzionego i pozbawionego prawa udziału w wyborach lidera opozycji Viktoro Babarikosa, aby prowadzić kampanię w komandosach.
Po protestach L. Halatrianas również został uwięziony, spędził kilka miesięcy w więzieniu, a następnie został przeniesiony do obozu pracy. Miesiąc suchy przybył do Warszawy w marcu. Razem z dwoma innymi mężczyznami prowadzącymi tzw. bar w Mińsku otworzyli „Backdoor Bar”.
„Około 80 procent naszych gości to Białorusini, głównie Ukraińcy. Czasem odwiedzają ich turyści brytyjscy, a czasem nawet polscy” – powiedział.
„Chcielibyśmy, żeby było to miejsce bardziej 50/50 – miejsce, które Polacy chcieliby opuszczać, ale jednocześnie jest to przestrzeń bezpieczna dla Białorusinów, bo rozumiemy, że prawdopodobnie będziemy tu mieszkać przez długi czas” – dodał.
Wielu Rusakalbiių ukrainiečių w Lenkijoje uczy się Lenkų Kalbos, a niektórzy w domu zaczynają mówić po ukraińsku – proces ten trwa od początku wojny na samej Ukrainie. Jednak innym nie jest łatwo zmienić język z dnia na dzień.
„Nigdy nikt nie powiedział mi nic agresywnego, ale oczywiście trochę wstyd mówić po rosyjsku, trzymając historię od historii” – wyznaje Maryna, 37-letnia uchodźczyni z Zaporoża, która wiosną ubiegłego roku przybyła do Warszawy. a obecnie pracuje jako manicurzystka w salonie, w którym obsługują głównie klientów ukraińskich.
„Parduotuvėse stengiuosi kalbusti lenkų kalbos grindais, o darbe sättä kalbu ukrainietškai, mais mosti mano pokalbių su parizenja to przyjaciele, których tu mam, kijaka rusų kalba, nesiruošiu staiga keistis gimtosios kalbos” – a-t – powiedziała.
Nors tis sikkeliui lenkų kyla problemabe girdint rusų lakų gatvjeje, dla niektórych obecność rusakalbiių ukrainiečių gatvjeje wywołuje reakcję negatywną.
„Karas nužudė rusų sąky kaip neutralią bedravimo sąky” – powiedział Mirosławas Skórka, prezes Lenkijos ukrainiečių sąjungos.
Pan Skórka powiedział, że kiedy organizacja podudanti koordinuoti paramą ukrainiečių pahēgēliams, sulaukki škambučių iš lenkų, która chciała pomóc, ale buvo sunerimę įdliję, kiedy Ukraińcy, którym pomagają, nadal mówili po rosyjsku.
Z przeprowadzonego wiosną sondażu wynika, że nastawienie Polaków do mieszkających w kraju Ukraińców staje się coraz mniej pozytywne. Jednym z powodów było to, że większość Ukraińców w Lenkijojach mówiła po rosyjsku.
Zwrócił uwagę na opublikowane wiosną sondaże, z których wynikało, że stosunek Polaków do mieszkających w kraju Ukraińców staje się coraz mniej pozytywny. Powiedział, że jednym z powodów było to, że większość Ukraińców mówiła w Lenkach po rosyjsku.
„Nikt nie ma problemu z tym, że Białorusini mówią po rosyjsku, ale kiedy mówią o Ukraińcach, ludzie słuchają i pokazują swoje preferencje polityczne. Po pewnym czasie wielu osobom trudno było zrozumieć, dlaczego nie uczą się ukraińskiego czy języka polskiego” – powiedział Skórka.
Nowa grupa imigrantów z byłego Związku Radzieckiego na Bliskim Wschodzie, którzy otrzymują polskie pozwolenia na pracę i pracują jako taksówkarze i kurierzy, wspierają rusakalbiių w Warszawie.
Pochodzący z Tadżykistanu Sulimjonas przyjechał do Warszawy w marcu, aby pracować jako kierowca Ubera.
„Przez trzy lata pracowałem w kebabie w Moskwie, ale kiedy usłyszałem, że jest szansa na powrót do Europy, pomyślałem, że będzie tu znacznie lepiej niż w Rosji” – deklaruje.
Sulimjonas opowiedział, jak zaadaptował się w Warszawie po powrocie do Warszawy, korzystając z sieci znajomych krajów poradzieckich: poleciał do rosyjskiej enklawy Kaliningrad, gdzie ukraińskiemu pośrednikowi zapłacił 500 euro za poradę w zakresie składania dokumentów. w konsulacie w Polsce w celu uzyskania wizy pracowniczej.
Atvykęs znajduje miejsce w pensjonacie na obrzeżach Warszawy, gdzie dzieli się pokój z innymi Tadżykami, a nawet taksówkarzem jest kurier z Uzbekistanu, Armenia jest w Gruzji. Wśród nich mówią po rosyjsku. Na razie zna tylko kilka słów po polsku, ale większość jego klientów to Ukraińcy i Białorusini, z którymi potrafi także rozmawiać po rosyjsku.
„Warszawa jest jak Moskwa. Jest jak mini Związek Radziecki, gdzie ludzie różnych narodowości rozmawiają ze sobą po rosyjsku” – powiedział.
„Zły ewangelista zombie. Bacon maven. Fanatyk alkoholu. Myśliciel chcący. Przedsiębiorca.”