Wizyta na stronie w strefie wykluczenia
Praktycznie żaden uchodźca nie przekracza granicy polsko-białoruskiej. Mimo to Polska buduje mur o wysokości pięciu metrów. Rząd w Warszawie chce, aby UE podzieliła się kosztami.
Jeep w kamuflażu jest zaparkowany na zaśnieżonym polu. Jest tylko kilkaset metrów tego gęstego lasu mieszanego, który już należy do Białorusi. Tu, po stronie polskiej, granicę państwa zabezpiecza drut kolczasty NATO rozciągnięty w trzech do pięciu rolek jeden na drugim. Tak tutaj nazywają koncertyna. To ogrodzenie graniczne, postawione pospiesznie jesienią ubiegłego roku, ma uniemożliwić uchodźcom przedostanie się do Unii Europejskiej przez zieloną granicę.
Nagle jeep podskakuje, po czym z głośników na dachu rozlega się głos: „Tu kończy się twoja podróż. To nie jest to, co ci obiecano. Wróć do Mińska. koniec.”
Po drugiej stronie płotu nie widać żadnych uchodźców, którzy by to słyszeli. Niemniej jednak ogłoszenie powtarza się w niekończącej się pętli po angielsku, francusku i trzech innych językach. Jeepa filmuje francuska ekipa filmowa, obecne są też dwie polskie ekipy filmowe. Razem jesteśmy ośmioma dziennikarzami, którym towarzyszy i pilnuje nas sześciu strażników granicznych.
Do strefy przygranicznej można wejść tylko z zezwoleniem
Bezpośredni obszar przygraniczny z Białorusią – pas o szerokości 3 km i długości 418 km – jest od jesieni obszarem objętym ograniczeniami. Tylko mieszkańcy 183 miast i osoby dojeżdżające do pracy w okolicy mogą się tu swobodnie poruszać. Nawet organizacje humanitarne, takie jak Lekarze bez Granic i Czerwony Krzyż, nie mają wstępu, mimo przeciwnego orzeczenia Sądu Najwyższego w Warszawie. Wszystkie znaki toponimiczne w strefie strefa, jak widać na…
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.