Mniejszość czy migranci?
Polska próbuje tego, co już robi Turcja
Tomasz Dudek
27.12.2021, 18:08
Niezauważony przez niemiecką opinię publiczną polski parlament ograniczył finansowanie kursów języka ojczystego dla mniejszości niemieckiej mieszkającej w Polsce. Polski rząd nie ukrywa tej sprawy.
Od czasu uchwalenia przez polski parlament nowej ustawy medialnej wolność prasy w Polsce budzi nowe obawy. Jednak w cieniu Lex TVN, który wywołał ogólnopolskie protesty, polski parlament podjął kolejną kontrowersyjną decyzję.
W efekcie uznana w Polsce mniejszość niemiecka, głównie zamieszkała na Górnym Śląsku, ma zostać w przyszłym roku obcięta o 40 mln zł w finansowaniu nauki języka ojczystego. Jest to równowartość około 10 milionów euro i jednej piątej całkowitego finansowania. Ponadto planowana jest już kolejna obniżka o 120 mln zł na 2023 rok. Z kursów językowych korzysta obecnie około 48 tys. dzieci, z których nie wszystkie należą do mniejszości niemieckiej. Obecnie w Polsce zaangażowanych jest tylko 150 000 osób.
Ale ten aspekt nie odegrał żadnej roli w decyzji. „Nie może tak pozostać, że my w Polsce płacimy 236 mln zł za mniejszość niemiecką i język niemiecki. Ale w Niemczech, gdzie mieszka 2,2 mln Polaków, rząd federalny nie daje ani grosza dla polskiej mniejszości – utyskiwał podczas debaty parlamentarnej minister edukacji Przemysław Czarnek, jeden z twardogłowych w rządzie. „Wystarczy.” Czarnek nie ukrywał, o co chodzi: „Żądamy, aby Republika Federalna Niemiec respektowała swoje zobowiązania międzynarodowe i prawa człowieka. Wtedy znowu wypuścimy pieniądze”.
Uraza i dwa kłamstwa
Nastroje antyniemieckie są integralną częścią polityki narodowo-konserwatywnej w Polsce, ale ta decyzja opiera się nie tylko na tym, ale i na dwóch kłamstwach. Co prawda rząd federalny nie wydaje ani grosza na nauczanie języka ojczystego Polaków w Niemczech, ale za edukację w Niemczech odpowiadają kraje związkowe. I na pewno składają tę ofertę mieszkającym tu Polakom, do czego Niemcy zobowiązały się w niemiecko-polskiej umowie sąsiedztwa podpisanej w 1991 roku. W samej Nadrenii Północnej-Westfalii języka polskiego uczy się w szkole ponad 5000 dzieci. Chociaż, aby być uczciwym, należy wspomnieć, że nie wszystkie kraje związkowe działają pod tym względem tak wzorowo jak NRW.
Drugie kłamstwo dotyczy tzw. mniejszości polskiej w Niemczech, której narodowi konserwatyści od lat domagają się uznania. Według szacunków w Niemczech żyje około 2,2 mln osób z polskimi imigrantami. Nie oznacza to jednak, że są Polakami. Około 1,5 miliona z nich przybyło do Niemiec w latach 1950-1989 jako Aussiedlers i Aussiedlers niemieckiego pochodzenia. Gdyby nadal mieszkali w Polsce do dziś, zostaliby tam uznani za należących do mniejszości niemieckiej. Reszta to mieszkający tu Polacy, którzy są drugą co do wielkości grupą imigrantów w Niemczech, ale jak wszyscy inni migranci nie stanowią uznanej mniejszości narodowej, jak Duńczycy mieszkający w Szlezwiku-Holsztynie czy Serbołużyczanie w Brandenburgii i Saksonii.
Niemniej jednak decyzja polskiego Sejmu może mieć poważne konsekwencje dla stosunków niemiecko-polskich i współistnienia tutaj Polaków i Niemców. Bo dzięki cięciom dla mniejszości niemieckiej sam polski rząd chce promować kursy języka polskiego dla Polaków mieszkających w Niemczech. Ze względu na politykę oświatową PiS, również według jej idei zdenerwowanych, oraz polskich stowarzyszeń w Niemczech, bliskich narodowym konserwatystom, pojawia się pytanie, czy Niemcy powinny mieć teraz swego rodzaju polską wersję „turecko- Islamska Unia Instytutu Religii, skrót Ditib groźby, poprzez które władze tureckie starają się wywrzeć bezpośredni wpływ na mieszkających w Niemczech Turków i Niemców tureckiego pochodzenia.
Spojrzenie na działające w Niemczech oddziały „Gazety Polskiej” pokazuje, że do niektórych polskich klubów należy podchodzić z ostrożnością. Jest to rodzaj kręgu dyskusyjnego związanego z PiS tygodnika „Gazeta Polska”. Jego niemiecka odnoga zwróciła uwagę po raz pierwszy w 2016 roku, kiedy ówczesna premier i obecna eurodeputowana PiS Beata Szydło odwiedziła Berlin. Członkowie klubów z Berlina i Hamburga towarzyszyli całej oficjalnej wizycie przy okrzykach „Beata, Beata”. Kluby te zwróciły uwagę środowisk polsko-niemieckich jako „klikacze” dla ambasadora RP Andrzeja Przyłębskiego, który wyjechał w styczniu. Takie pozory mogą być krępujące, ale poza tym nie ma w tym nic złego.
skrajnie prawicowi goście
Mniej nieszkodliwi są jednak goście z Polski, którzy wygłaszają odczyty i recitale pieśni patriotycznych w niemieckich oddziałach „Club der Gazety Polskiej”. Byłoby m.in. małżeństwo Anna i Andrzej Kołakowscy. Para wraz ze swoim młodym potomstwem zyskała rozgłos w swoim kraju dzięki temu, że stanęła na czele kontrprotestów podczas tzw. parad równościowych, z którymi społeczność LGBT w Polsce walczy o tolerancję i uznanie. Często kończyły się one potyczkami z policją i w sądzie. Była burmistrz Gdańska PiS Anna Kołakowska również trafiła na pierwsze strony gazet, bo zrobiła to na Facebooku nazywa, żeby „ogolić głowę” opozycyjnej polityk Agnieszki Pomaskiej. Aluzja była jasna: stało się to po II wojnie światowej w Polsce z kobietami, które wstąpiły do żołnierzy Wehrmachtu. Jednak ta i inne skandale nie zaszkodziły Kołakowskiej i jej mężowi, piosenkarce i autorowi tekstów. Kilkakrotnie byli zapraszani do klubu „Gazeta Polska”. Ostatnio w Essen w 2019 roku, gdzie była w salach miejscowego polskiego kościoła parafialnego św. Klemensa w „polski wieczór”. wystąpił.
Kolejnym podejrzanym gościem essenowskiego „Club de Gazeta Polska” i tamtejszej polskiej parafii był Stanisław Michalkiewicz, który w 2014 roku wygłosił tam wykład m.in. na temat „antypolonizmu”. Z tytułów niektórych jego książek wynika, że walka z kontrowersyjną w Polsce dziennikarską „antypolsością” jest ściśle powiązana z antysemityzmem. „Herrenvolk in Żyd”, „Niemcy, Żydzi, Volksdeutsche” czy „Antysemityzm? Cudowny pomysł” to tylko kilka przykładów z jego bogatej bibliografii. Niedawno Kołakowska i Michalkiewicz, którzy występowali także w innych niemieckich miastach, wygłosili wykłady na „V Spotkaniu Grup Patriotycznych Europy Zachodniej”. Odbyło się to w 2019 roku w „Haus Concordia”, miejscu edukacyjno-spotkań „Chrześcijańskiego Centrum Kultury, Tradycji i Języka Polskiego” w Herdorfie w Nadrenii-Palatynacie.
Jednocześnie jednak należy zaznaczyć, że większość Polaków mieszkających w Niemczech ma niewiele wspólnego z PiS i faworyzowanymi przez niego klubami. Świadczą o tym zarówno słabe wyniki wyborcze PiS wśród Polaków mieszkających w Niemczech, jak i fakt, że większość Polaków w Niemczech nie zorganizowała się w żadne polskie stowarzyszenie. Zmiana tego jest oczywiście celem polskiego rządu.
„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.