Balony szpiegowskie i rosyjskie pociski manewrujące: nad Polską nadal latają nieznane obiekty latające. NATO chce przygotować się do nowych „akcji prowokacyjnych”. Ale zabezpieczenia na wschodniej flance mają wady.
Poszukaj latającego obiektu przypominającego balon. Jeśli znajdziesz przedmiot, nie podnoś go. Natychmiast powiadom policję!
Taka wiadomość pojawiła się w zeszłym tygodniu w automatycznym SMS-ie ostrzegawczym na polskie telefony komórkowe. Centrum Bezpieczeństwa polskiego rządu wysłało ich po tym, jak dwa podejrzane białoruskie balony szpiegowskie przeleciały nad polską granicą. Siły Powietrzne wysłały myśliwce, ale balony zniknęły. Jeden opuścił polską przestrzeń powietrzną i udał się do Danii, jak poinformowano później. Drugi zniknął – nie pierwszy obiekt latający, który zniknął.
sekretarz obrony obwiniać armię
Rosyjski pocisk manewrujący prawdopodobnie spadł w lesie w pobliżu Bromberg w połowie grudnia – i pozostał tam aż do przypadkowego odnalezienia szczątków w kwietniu. To sieje w Polsce zamieszanie – także polityczne. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak odrzuca jednak wezwania do jego dymisji – i przenosi odpowiedzialność na polską armię. Nie powiedziałem mu tego.
„Procedury w ramach NATO zostały prawidłowo wszczęte” – powiedział Błaszczak. Uruchomiono przygotowanie lotu oraz polskie i amerykańskie samoloty myśliwskie. Obiekt latający zarejestrowały również polskie stacje radarowe. „Jednak śledztwo wykazało, że dowództwo operacji nie wywiązało się z obowiązku poinformowania mnie” – kontynuował minister obrony.
Gotowi na „prowokacyjne akcje”?
NATO o tym wiedziało, ale MON nie? Co się stanie, jeśli rosyjski pocisk, który – według doniesień – może przenosić głowice jądrowe, przeleci w Polsce prawie 500 kilometrów? Prezydent RP Andrzej Duda rozmawiał w tym tygodniu z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem również o zmianach procesowych w ramach sojuszu obronnego. W celu przygotowania – jak twierdzi Kancelaria Prezydenta – do nowych „akcji prowokacyjnych”.
Przede wszystkim incydenty pokazały, że wschodnia flanka NATO nie jest nie do zdobycia – tłumaczy ekspert wojskowy Mariusz Cielma. „Im niżej taki pocisk leci, tym trudniej go wykryć radarem. Obawiam się, że w takim przypadku jest wiele miejsc, w których radary NATO, zwłaszcza polskie, nie są w stanie ich wykryć. A jeśli tak, to potem tylko na krótką chwilę”.
NATO zapewnia skuteczne wsparcie, w szczególności samolotami rozpoznawczymi „AWACS”. Ale te stacjonują w Niemczech – jest więc duże okno czasowe, w którym pociski mogą przelecieć niezauważenie nad polską granicą – kontynuuje ekspert wojskowy.
Dowódca odwołuje się do rozsądku
Od tamtej pory zaufanie do ministra obrony i wojska wyraził polski premier Mateusz Morawiecki. Ale różnice między ministrem a wojskiem są ogromne. Bądźcie świadkami niezwykłego kroku, na który zdecydował się dowódca dowództwa operacyjnego. Generał Tomasz Piotrowski, upomniany przez ministra obrony, upublicznił się na portalach społecznościowych:
– Przychodzę do państwa z apelem o rozsądek, aby w najbliższych dniach emocje się uspokoiły – powiedział Piotrowski szefowi MON Błaszczakowi. „Proszę was, abyśmy byli silni i zjednoczeni, abyśmy wspierali się nawzajem, aby nie było więcej sytuacji, które pomagają przeciwnikowi i nam szkodzą”.
Nawet jeśli rakieta, która wylądowała w polskim lesie, najprawdopodobniej była skierowana na Ukrainę, nawet jeśli białoruskie balony szpiegowskie nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla ludności: Moskwa z pewnością odnotuje, jak szybko reaguje NATO na wschodniej flance – lub nie.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.