AWe wtorek rządząca w Polsce partia narodowo-konserwatywna, PiS, ogłosiła projekt ustawy o „Radzie Bezpieczeństwa Strategicznego”. W przypadku spółek państwowych i ważnych systemowo, przede wszystkim w sektorze energetycznym, organ ten powinien mieć prawo weta na lata, aby ustalić, kto zasiada w zarządzie, a kto jest usuwany.
Minister PiS powiedział, że ważne jest zapobieganie „drapieżnikom przez rządzących” na najwyższych stanowiskach. Poseł PiS przekonywał, że gdyby plany ówczesnego rządu dotyczące budowy gazociągu z Bałtyku do norweskich pól gazowych nie zostały porzucone po 2001 roku przez kolejny prorosyjski rząd, to Polska zbudowałaby wtedy tę „bałtycką rurę” – i nie tylko teraz.
W „Radzie” PiS powinno mieć przytłaczającą większość. Kierownicy związani z PiS, zatrudnieni w firmach, mogliby pozostać na swoich stanowiskach przez lata. Krytycy nazwali ustawę „prawem żłobków”, które miało „wypełnić” synekure partii rządzącej. Jednocześnie stało się bardzo jasne, że rządzące od 2015 roku PiS przewiduje możliwość przegranej jesiennych wyborów parlamentarnych. Tego samego dnia rządząca partia Narodowo-Konserwatywna ponownie wycofała ustawę – z powodu „obaw konstytucyjnych”.
Bürer w sondażu z trzyprocentową przewagą nad PiS
Nie można zaprzeczyć, że rząd przechodzi trudny okres. Z jednej strony otrzymuje wiele pochwał za swoją rolę w pomaganiu Ukrainie w świecie zachodnim. Ale to niewiele zrekompensuje fakt, że kraj boryka się z 15,7% inflacją i zmaga się z zasileniem domów węglem przed zimą. Ponadto trwa konflikt z Brukselą o praworządność, który już doprowadził do zablokowania wypłaty ogólnoeuropejskiej pomocy na odbudowę korony dla Polski i zablokowania kolejnych miliardów dolarów europejskich.
Sondaż przeprowadzony w połowie października dla antyrządowego nadawcy TVN24 dał opozycji najlepszy wynik od lat. Platforma Obywatelska (PO) uzyskałaby 31% głosów. PiS po raz pierwszy znalazł się na drugim miejscu z 28%. Trzecia i czwarta co do wielkości partia byłaby do pomyślenia jedynie jako koalicjant PO.
ich szef obrona Donalda wiwatował na wydarzeniu w prowincji w poniedziałek: „To, co rok temu wydawało się nie do pomyślenia, jest teraz w zasięgu. Naprawdę wygramy te wybory. Nie jestem szalony”. Śledztwo, prowadzone przez dość prorządowy instytut, przyniósł też najgorsze historyczne wyniki dla rządu Mateusza Morawieckiego: tylko 26% respondentów zaliczało się do jego zwolenników, 47% do jego przeciwników, 23% stwierdziło, że są „obojętni”.
Nerwowość obozu PiS znajduje odzwierciedlenie w innych propozycjach legislacyjnych. W pierwszym czytaniu przegłosowano projekt polegający na przesunięciu o pół roku wyborów samorządowych, które podobnie jak wybory parlamentarne powinny odbyć się za rok. Politycy PiS przekonywali, że sprawne przeprowadzenie wszystkich wyborów jednocześnie byłoby ryzykowne organizacyjnie. Krytycy, jak były komisarz ds. praw obywatelskich Adam Bodnar, postrzegają ten plan jako „jedynie sposób na utrzymanie władzy”. Partie opozycyjne są szczególnie dobre w mobilizowaniu wyborców w wyborach samorządowych, a PiS najwyraźniej obawia się, że gdyby odbyły się w tym samym czasie, to mogłoby „wymazać” wyniki wyborów parlamentarnych.
Projekt jest w parlamencie od zeszłego tygodnia i ma na celu retrospektywne zwolnienie władz lokalnych, które pomogły przygotować się do kontrowersyjnego głosowania pocztowego prezydenta w 2020 r., ale ze względu na pierwszą falę korony, która obecnie narastała, zmienili procedurę na (wyłączną) głosowanie pocztowe, którym miała prowadzić poczta krajowa. Prawdopodobnie nielegalne było dostarczanie przez gminy list wyborczych na pocztę.
„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.