Polska: Jak PiS wykorzystał państwo jako sklep samoobsługowy

Oskarżenia o niewierność

Pojawiają się zarzuty, że rząd pod przewodnictwem PiS nadużył zasobów państwowych na potrzeby kampanii wyborczej. Jeśli Komisja uzna to za prawdę, może ukarać PiS, obcinając nawet 75 proc. przysługujących mu środków publicznych. Już dwukrotnie odkładała decyzję o żądaniu dokumentów i zapoznawaniu się z dokumentami i dowodami. Jednocześnie prokuratura prowadzi także dochodzenia w licznych sprawach związanych z podejrzeniami o defraudację pieniędzy podatników.

Negatywna decyzja byłaby katastrofą finansową dla PiS, gdyż partia jest mocno zadłużona. Jak sama twierdzi, na samą ostatnią kampanię wyborczą wydała 38,8 mln zł (około 9,1 mln euro). Teraz liczy na zwrot pieniędzy, bez którego nie będzie w stanie spłacić zaległego kredytu w wysokości 15 mln zł (ok. 3,5 mln euro).

Od czasu zmiany rządu wielokrotnie pojawiały się informacje, że PiS i jego partnerska partia „Suwerenna Polska” (do 3 maja 2023 r. „Solidarna Polska”, czyli Solidarna Polska – przyp. red.) ministerstwa, władze i spółki publiczne oraz ich zasoby zostały niewłaściwie wykorzystane do zapewnienia zwycięstwa wyborczego. I w nieznanym wcześniej stopniu: według obecnej koalicji rządowej do wspólnej kasy wyborczej partii napłynęło kilkaset milionów złotych.

Prawdopodobnie szczególnie odważne: Departament Sprawiedliwości

Najbardziej spektakularnym przykładem rzekomego niewłaściwego wykorzystania dolarów podatników jest „Fundusz Sprawiedliwości” Departamentu Sprawiedliwości, którego celem jest pomoc ofiarom przestępstw. Z tego funduszu prawie 100 mln zł (ok. 23,4 mln euro) miało zostać przekazane nieuprawnionym organizacjom, m.in. Fundacji Profeto, na której czele stoi ksiądz przedstawiający się jako egzorcysta. Właściwie miał przeznaczyć pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości na budowę ośrodka terapeutycznego dla ofiar przemocy.

Kiedy jednak inspektorzy stanowi dokonali inspekcji budowy, odkryli prawie ukończoną stację telewizyjną ze studiami, pomieszczeniami kontrolnymi postprodukcji, kabinami głosowymi i salami konferencyjnymi. Nie jest jasne, w jakim stopniu przynosi to korzyści ofiarom brutalnych przestępstw. Wiadomo jednak, że Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, którego ministerstwo pochodzi z funduszy, oraz jego partia „Suwerenna Polska” od dawna chcieli mieć własny kanał telewizyjny, aby móc emitować swoje treści wśród społeczeństwa . Partia Ziobry i PiS startują na wspólnej liście od 2015 roku, pomimo powtarzających się walk o władzę. Dlatego wspólnie obliczają również koszty kampanii.

Ale co jest o wiele ważniejsze dla wyborów i Państwowej Komisji Wyborczej: podobno politycy „Suwerennej Polski” regularnie wydają pieniądze z funduszu sprawiedliwości dla swoich okręgów wyborczych: na przykład na finansowanie pojazdów ratunkowych dla strażaków ochotników czy garnków i inny sprzęt kuchenny dla gospodyń wiejskich, w skrócie: kupić głosy.

W sumie w latach 2019-2023 Ministerstwo Sprawiedliwości miało otrzymać dotacje na kwotę 224 mln zł (około 52,5 mln euro), w tym 201 mln zł (około 47 mln euro) w okręgach wyborczych, w których działają politycy „Suwerennej Polski” – jak twierdzą przedstawiciele obecnego Ministerstwa Sprawiedliwości – po dokładnej kontroli – dyrektor Fundacji Profeto i niektórzy urzędnicy przebywają w areszcie.

Kierownictwo PiS o tym wiedziało

Lider PiS Jarosław Kaczyński podobno od początku był świadomy tej procedury. Niedawno upubliczniono jego list z 2019 r., w którym ostrzegał Ministra Sprawiedliwości Ziobrę przed konsekwencjami: „Chciałbym zwrócić Panu Ministrowi uwagę, że sprawy, które są już omawiane w kręgach naszej koalicji, jeśli zostaną są prawdziwe, „mogłyby mieć fatalne skutki zarówno dla przebiegu kampanii wyborczej, jak i dla rozstrzygnięcia przed Państwową Komisją Wyborczą” – napisał. To ostrzeżenie oczywiście nie zrobiło na partnerze wrażenia.

Sprawy, o których wspomina w swoim piśmie Kaczyński, nie podlegają jednak rozpatrzeniu przez komisję wyborczą, gdyż kampania wyborcza 2019 jest już dawno przesądzona. Sprawy te jednak nie są przedawnione w świetle prawa karnego.

Aparat państwowy jako „skrzynia wojenna” partii.

Istnieje wiele innych przykładów rzekomego niewłaściwego wykorzystania środków publicznych na potrzeby kampanii wyborczej. Szczególnie uderzający przypadek dotyczy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a ściślej: wydziału o dziwacznej nazwie „Biuro Koordynacji Procesu Legislacyjnego”. Jej ówczesny dyrektor Krzysztof Szczucki rzekomo w czasie kampanii wyborczej na kilka tygodni zatrudnił sześć osób, które zamiast pracować dla rządu, kierowały kampanią wyborczą Szczuckiego w czasie jego kandydowania do parlamentu. Obecny szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek szacuje, że ukryte koszty kampanii ponoszone przez urząd na 900 000 zł (około 211 000 euro) – łącznie z wynagrodzeniami i upominkami promocyjnymi.

Podobne nadużycia w Ministerstwie Rodziny dostrzegł także Polski Trybunał Obrachunkowy (NIK): z opublikowanego w czerwcu raportu wynika, że ​​ponad 9,6 mln zł (ok. 2,2 mln euro) ze środków resortu wydano nielegalnie, m.in. na pikniki rodzinne PiS . Wzięli w nim udział kandydaci, którzy nie mieli bezpośrednich kontaktów z Ministerstwem Rodziny, ale także po tonę upominków promocyjnych i reklamy w mediach i Internecie, które służyły głównie promocji pracy PiS.

„W przypadku Ministerstwa Rodziny jest to złe zarządzanie” – stwierdził szef NIK Marian Banaś. „Chodziło głównie o „800+” (podwyższenie zasiłków rodzinnych do 800 zł – przyp. red.) i jego reklamę. Wiemy, że podwyżka zasiłków rodzinnych z 500 do 800 zł (około 187 euro) nastąpiła automatycznie, więc nie było potrzeby jej ogłaszać, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej.”

Kampania reklamowa podczas pikniku wojskowego

W praktyki te zaangażowało się także wojsko. W sierpniu zorganizowano 67 pikników wojskowych za prawie dwa miliony złotych, rzekomo promujących wojsko, ale w rzeczywistości uczestniczyli w nich politycy PiS, głównie kandydaci do mandatów parlamentarnych i na stanowiska senatorskie. Co najmniej ośmiu z nich „złożyło oświadczenia nawiązujące bezpośrednio lub pośrednio do działalności ówczesnej partii politycznej”, a co najmniej dwóch „uczyniło bezpośrednie reklamy wyborcze” – oceniają eksperci obecnego Ministerstwa Obrony Narodowej.

Podczas jednego z takich pikników Jarosław Kaczyński zaatakował ówczesnego lidera opozycji w obecności żołnierzy: „Donald Tusk jest w Polsce uosobieniem zła, jest czystym złem. Broni Stasi, gromadzi pod swoją flagą ciemne elementy” – powiedział prezes PiS i wezwał społeczeństwo do głosowania na jego partię.

Fakt, że PiS w kampanii wyborczej wykorzystał armię, jest nie do zniesienia dla obecnego wiceministra obrony narodowej Cezarego Tomczyka (Platforma Obywatelska): „To nigdy nie powinno było się wydarzyć i partia powinna wziąć za to odpowiedzialność. PiS zaprzecza tym zarzutom, twierdząc, że służą one jedynie zniesławieniu, a nawet „zniszczeniu” największej partii opozycyjnej w kraju. Śledztwo prokuratury jest w toku.

Tymczasem liderzy partii niepokoją się decyzją Państwowej Komisji Wyborczej, bo PiS pilnie potrzebuje odpowiednich dotacji: wybory prezydenckie odbędą się w przyszłym roku. PiS ma nadzieję na powrót do władzy w przypadku zwycięstwa. Ale jak wszyscy wiemy, bez pieniędzy nie da się prowadzić kampanii wyborczej.

Bianca Robbins

„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *