Wczesną wiosną tego tygodnia odwiedzili lekarze i pielęgniarki z zielonogórskiego szpitala w zachodniej Polsce: miejscowa hurtownia kwiatów przywiozła 3500 świeżych tulipanów, aby zapewnić moralne wsparcie personelowi i pacjentom w walce z koronawirusem. Polscy pracownicy służby zdrowia mogli skorzystać z tego rodzaju zachęty nawet bez kryzysu koronowego: tysiące lekarzy i pielęgniarek wyjechało do Niemiec czy Anglii z powodu kiepskich zarobków i lat niedofinansowania służby zdrowia. Niektóre szpitale musiały zostać zamknięte, wiele domów jest za mało personelu, zniszczonych i słabo wyposażonych.
Doktor Wojciech Szendzikowski powiedział gazecie Gazeta Wyborcza, nawet w Szpitalu Uniwersyteckim im. Barlickiego w Łodzi jest tylko kilkadziesiąt masek i odzieży ochronnej. W wielu miejscach brakuje personelu, w sąsiednim domu najmłodsi lekarze mają 65 lat: „W Polsce epidemia uderza w zrujnowaną służbę zdrowia”.
„Jeśli jest źle przygotowany, boli cię głowa” – powiedziała pielęgniarka. I praktycznie wylecieć z imprezy
I tak jak inne kraje, Polska powoli reaguje na niebezpieczeństwo. Jeszcze 4 marca minister zdrowia Łukasz Szumowski, sam profesor medycyny kardiologicznej, powiedział: „Nie powiedziałbym, że (koronawirus) jest taki niebezpieczny”. Sześć dni później zebrała się Rada Bezpieczeństwa Narodowego, zamknięto szkoły, potem granice i wiele firm. Szumowski miał 19 szpitali w całej Polsce przygotowanych naprędce tylko dla pacjentów z koroną. Rzeczywistość była najwyraźniej po części skromna.
Bernadeta Krynicka, ordynator oddziału Łomżyńskiego Szpitala Wojewódzkiego w północno-wschodniej Polsce, relacjonowała 16 marca: „Personel nie jest przeszkolony. Nie ma odzieży ochronnej, respiratorów, pomp, wystarczającego sprzętu do sterylizacji. Jego wniosek: „Jesteśmy tak nieprzygotowani, że boli nas głowa”. Krynicka jest nie tylko pielęgniarką, ale przez cztery lata służyła w polskim parlamencie dla rządzącej partii PiS do 2019 roku. W odpowiedzi na ten brutalny portret lider partii Jarosław Kaczyński nakazał zawieszenie jej członkostwa w partii.
Według ministra Szumowskiego, Polska przygotowała już 10 tys. łóżek ratunkowych z 1000 wentylatorów. Każdy szpital otrzymałby 1000 masek ochronnych i kombinezonów ochronnych. Oficjalnie w piątek po południu było tylko 378 zarażonych i sześciu zmarłych. Ale liczby są sprzeczne: dzień wcześniej Ministerstwo Zdrowia zgłosiło 871 pacjentów hospitalizowanych z powodu koronawirusa. Około 28 500 Polaków znajduje się w kwarantannie z powodu udowodnionego kontaktu z osobami zarażonymi. Kolejne 48 tys. Polaków, którzy wrócili z zagranicy, przebywa przez dwa tygodnie w domowej kwarantannie. Często na próżno szukają pomocy i informacji: linie informacyjne są przeciążone.
Lekarze obawiają się, że oficjalne dane pokazują tylko wierzchołek góry lodowej: Polska przetestowała na obecność wirusa tylko 13 000 z 38 milionów obywateli. Doktor uczelni Szendzikowski obawia się, że podjęte rygorystyczne środki nadejdą „dwa do trzech tygodni” za późno. Setki, jeśli nie tysiące Polaków powracających do kraju z zagranicy prawdopodobnie przeniosło wirusa, zanim weszła w życie kwarantanna.
Na przykład 60-letni ginekolog, który wrócił z Austrii 7 marca, walczy o życie w Poznaniu w zachodniej Polsce. Kiedy lekarz zachorował 12 marca, miał kontakt z co najmniej 141 osobami: rodziną, znajomymi oraz dziesiątkami kolegów i pacjentów z ośrodka zdrowia, w którym lekarz pracował. A w małym miasteczku Nowe Miasto nad Pilicą na południe od Warszawy szpital jest zagubiony po tym, jak 12 pracowników zostało zainfekowanych w ciągu zaledwie czterech dni, a kolejnych 34 pracowników czeka na wyniki badań. Warszawa wysłała do pomocy doraźnej pięciu lekarzy, w tym byłego prezydenta Senatu Stanisława Karczewskiego.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.