Polskie prawo aborcyjne już teraz należy do najsurowszych w Unii Europejskiej. Dziś można by go jeszcze wzmocnić pośrednio – poprzez rejestr rejestracji kobiet w ciąży. Na początku czerwca minister zdrowia Adam Niedzielski podpisał zarządzenie o dodaniu do systemu informacji medycznej (SIM) określonych danych, m.in. czy rejestrowana osoba jest w ciąży.
Jego pierwszy projekt został już upubliczniony jesienią ubiegłego roku. Już wtedy istniał zaciekły opór. Kontrola i przymus to ideologiczna obsesja rządzącej partii PiS, której ówczesne plany krytykował lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.
Jego partyjny kolega, przewodniczący Sejmu Tomasz Grodzki, zakwestionował, czy należy porównywać liczbę ciąż do liczby urodzeń, aby ścigać nielegalne aborcje. Po takiej krytyce projekt najpierw zniknął w szufladzie.
Polska prawica nie ustępuje
Ale rządząca od 2015 roku w Polsce zjednoczona prawica – koalicja PiS i Solidarnej Polski (SP) – nie wykluczyła tego pomysłu. Wpływ Kościoła katolickiego na rząd jest na to zbyt duży. Kościół przyczynił się do tego, że polskie prawo aborcyjne stało się jednym z najostrzejszych w Europie. Aborcja jest dozwolona tylko wtedy, gdy zdrowie lub życie kobiety jest zagrożone albo ciąża jest wynikiem gwałtu.
Nowe przepisy mają wejść w życie dwa tygodnie po podpisaniu przez ministra. Na razie przekazywanie danych jest opcjonalne. Następnie stanie się obowiązkowy 1 października 2022 r.
Podczas debaty w Sejmie w czwartek (06.09.2022) projektu bronił wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. „Nie tworzymy rejestru ciąż. Chcemy tylko, aby lekarze mieli jak najszerszy dostęp do danych każdej pacjentki, aby zapewnić jej jak najlepszą opiekę medyczną i uniknąć ewentualnych szkód” – wyjaśnił na łamach „Gazety Polskiej”. dom, Sejm. Zarzucił opozycji „szerzenie kłamstw”.
Wszystko dla dobra kobiet
„Chyba nie muszę tłumaczyć lekarzom na tej sali, jak ważna jest wiedza, czy pacjentka jest w ciąży, czy nie” – dodał Kraska. Zwrócił uwagę, że rejestr został rozszerzony o dodatkowe dane, a mianowicie informacje o implantach, grupie krwi i alergiach.
Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz przekonywał, że system raportowania powstał z rekomendacji Komisji Europejskiej. Powinno to pomóc w lepszej ochronie pacjentów podczas podróży zagranicznych.
Opozycja nie ufa rządowi
O debatę w Sejmie wnioskował klub parlamentarny Lewicy. Jej przedstawicielka Agnieszka Dziemianowicz-Bak powiedziała, że rejestr ludności to „narzędzie, które można wykorzystać lepiej lub gorzej”. W rękach władzy, która uprzykrzyła życie kobietom, ograniczyła ustawowe prawo do aborcji i odmówiła antykoncepcji w nagłych przypadkach, narzędzie to może okazać się niezwykle niebezpieczne – ostrzegał poseł.
Barbara Nowacka z Platformy Obywatelskiej (PO) zwróciła uwagę, że młode Polki nie chcą już mieć dzieci z obawy przed władzą państwa. Według niej rejestr ludności jest „narzędziem zastraszania”. Rzeczywiście, pomimo szeroko zakrojonych programów społecznych, wskaźnik urodzeń w Polsce nadal spada. W lutym 2022 roku urodziło się zaledwie 23 000 dzieci – najmniej od miesiąca od II wojny światowej.
Nie ma drugiego Salwadoru
W normalnym kraju – powiedział Michał Gramatyka z opozycyjnej partii Polska 2050 – taki elektroniczny rejestr byłby dobrym pomysłem, ale nie w Polsce. Mówił o coraz większych uprawnieniach polskich organów nadzorczych. „Jak mamy sądzić, że tylko lekarze będą mieli dostęp do tych danych?”, pytał retorycznie.
Tymczasem lewicowo-liberalna Gazeta Wyborcza próbuje uspokoić kobiety. W czwartkowym wydaniu gazety (9 czerwca 2022) komentatorka Katarzyna Wezyk zwraca uwagę, że nawet po wejściu w życie nowych przepisów kobieta nie będzie karana na mocy obowiązującego prawa w przypadku samoistnego przerwania lub sztucznego ciąża. „Jeśli ten rejestr miał służyć jako środek nacisku, to ten instrument nie ma zębów” – pisze Wezyk, zauważając, że „mimo wysiłków organizacji antywyborczych Polska nadal nie jest drugim Salwadorem”. W tym środkowoamerykańskim kraju kobiecie, która straci dziecko, grozi nawet 30 lat więzienia. Polska jest od tego daleka: zgodnie z obecnym stanem prawnym kobiety, które dokonały nielegalnej aborcji pozostają bezkarne. Kary pozbawienia wolności do trzech lat grożą jedynie tym, którzy dokonywali, pomagali lub namawiali kobietę do nielegalnej aborcji.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.