Hamadi Mballo znów spędza swoje dni w środku lasu, pół godziny od polskiego Białegostoku i 20 kilometrów od granicy białoruskiej. Tym razem las nie jest dla niego zagrożeniem, daje mu odpoczynek. Ponieważ mieszka z przyjaciółmi, z nową rodziną, jak ich nazywa.
Mballo pochodzi z Senegalu. Rok temu przyjechał z Rosji do Polski przez Białoruś. Od końca lipca przez las przechodzi pięcio i pół metrowe ogrodzenie graniczne, strzeżone przez uzbrojonych żołnierzy. Ale uchodźcy wciąż przybywają. Mało kto chce zostać w Polsce. Chce Hamadi Mballo.
„Zaprzyjaźniłem się tutaj” – mówi. Szczupły młodzieniec siedzi na kanapie w domu rodzinnym, który go powitał. Ktoś ciągle prosi go o jedzenie, ale Mballo nie ma apetytu. Niedawno przeżył załamanie nerwowe i jego wniosek o azyl został odrzucony. Przyjaciele i zwolennicy Hamadi Mballo złożyli właśnie petycję. Chcą udowodnić, jak piszą, „że w Polsce panuje nie tylko okrucieństwo i rasizm”.
Takie działania są w Polsce rzadkością. Wynika to również z faktu, że jest tak mało wniosków o azyl. Z 5500 w pierwszej połowie 2022 roku 2300 zostało właśnie zatwierdzonych, najczęściej pytali ludzie z Białorusi. Uchodźcy z innych części świata są na ogół przedstawiani jako zagrożenie przez prawicowy populistyczny rząd.
Jego bracia zginęli podczas próby ucieczki – rodzina obarcza go winą
Mballo mówi, że nie może wrócić do Senegalu. Ojciec zmarł po porwaniu i torturowaniu przez rebeliantów podczas krwawego konfliktu w południowym Senegalu. Matka również nie żyje, a Mballo jest najstarszym z czterech braci. Dwoje zginęło podczas ucieczki przez niekończące się lasy między Białorusią a Polską, mieli po 18 i 22 lata. Jeden został ugryziony przez jadowitego węża, drugi był całkowicie wyczerpany i pił bagienną wodę. Rezultatem była biegunka, wymioty i gorączka. „Mówią ci, że potrzebujesz od trzech do pięciu dni, aby dotrzeć do granicy”, mówi Mballo. „Ale to okres dwóch tygodni”.
Hamadi Mballo próbował pochować swoich braci w lesie. On sam został ostatecznie odnaleziony przez polskich funkcjonariuszy granicznych i przewieziony do szpitala. Jego krewni zerwali z nim kontakt, ponieważ obwiniali go o śmierć jego braci. Najmłodszy z jego braci przebywa w Libii i chce uciec przez Morze Śródziemne do Europy.
Mballo pochodzi z Bambali. Na swojej komórce pokazuje zdjęcie z piłkarzem Bayernu Sadio Mané, który pochodzi z tego samego miejsca. Szkoła była dla niego ważniejsza niż piłka nożna. Pojechał do Dakaru, ukończył studia, otrzymał stypendium na studia w Rosji. Zabrał ze sobą dwóch braci, aby się nimi zaopiekowali. Ale stypendium nie zostało przedłużone, nie mogli znaleźć pracy, a cała trójka nie miała pieniędzy na podróż powrotną.
Po pobycie w szpitalu Mballo został wysłany do trzech zamkniętych obozów dla uchodźców pod rząd, setki ludzi na małej przestrzeni, strzeżonej przez żołnierzy z psami – opisuje. Dzięki polskiej organizacji pomocowej znalazł wreszcie kwaterę prywatną.
Oprócz ojczystego francuskiego Mballo mówi także po portugalsku, angielsku, przez rok uczył się rosyjskiego, a teraz jest polskim. Obok niego na kanapie leży książka „Ébène” Ryszarda Kapuścińskiego po francusku. „Zaszedłem tak daleko”, mówi z uśmiechem, wskazując na zakładkę pośrodku książki. Zaczął uczyć języka francuskiego w szkole w Białymstoku. Dobrowolny, bez pieniędzy, nie ma pozwolenia na pracę. Tak, na ulicy śmierdzi rasizmem, zdarzały się groźne sytuacje, mówi, a jednak: „tu czuję się jak w domu”.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.