Niemniej jednak uzasadnione było czekanie na dzisiejszy wyrok: gdyby ETS odwrócił mechanizm wbrew wszelkim przeciwnościom, nie tylko Komisja byłaby zakłopotana. Byłaby też wodą dla młynów wielu populistów w Europie, aby kontynuować swój antydemokratyczny wyścig. Z kolei propozycja grupy parlamentarnej FDP pokazuje, że ludzie wolą wykorzystywać poważną dyskusję o podstawowych wartościach demokratycznych do politycznych rozgrywek o władzę.
Ale prawdą jest też, że von der Leyen nie ma już żadnych argumentów przeciwko wykorzystaniu mechanizmu przeciwko Polsce i Węgrom. Na przykład na Węgrzech UE widzi zagrożenie dla różnorodności mediów, wysoki poziom korupcji we władzach i wątpliwe metody powoływania sędziów.
Inne stany też nie wszędzie są mocno w siodle.
Premier Węgier Viktor Orbán do tej pory wykazywał niechęć do zmian: ostatnio zamiast tego zasygnalizował, że kraj wystąpi z UE. Jednak jego groźby będą prawdopodobnie tylko szumem kampanii, ponieważ Węgry wybiorą nowy parlament na początku kwietnia. Od czasu Brexitu, najpóźniej jednak, ludzie powinni też wiedzieć, że na odejściu można więcej stracić niż zyskać. W przeciwieństwie do niego, ludność węgierska zdaje się to rozumieć: 80% opowiada się za pozostaniem w UE.
Aby odeprzeć zarzuty o wpływy, von der Leyen ma podjąć odpowiednie działania przeciwko obu krajom najpóźniej po wyborach na Węgrzech. Komisja Europejska musi jasno powiedzieć, że odchodzenie od zasad demokratycznych w Europie nie jest już błahym przewinieniem. Bo bez surowości problemy z Polską i Węgrami nie mogły pozostać w przyszłości. Raport UE na temat praworządności wzbudziły już obawy w wielu innych krajach w zeszłym roku.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.