Wydzierżawić niemieckie elektrownie jądrowe? Polscy lewicowi politycy właśnie tego domagają się

Produkcja energii elektrycznej w Niemczech maluje ładne krzywe: Również około szóstej rano zarówno obciążenie, jak i produkcja gwałtownie wzrastają, a następnie osiągają szczyt w południe między 70 000 a 80 000 megawatów, po czym ponownie spadają. Dobrą wiadomością jest to, że w godzinach szczytu około połowa faktycznie potrzebnej energii pochodzi z energii słonecznej.

W innych porach dnia udział energii słonecznej jest – jak mogłoby być inaczej – zero. Energia wiatru również podlega większym wahaniom niż inne źródła energii. Jednak niektóre typy produkcji nie podążają za typowymi krzywymi – i dlatego mogą wytrzymać obciążenie podstawowe. Jeden z nich: jądrowy. W lipcu produkcja była prawie nieprzerwana na poziomie 4000 megawatów.

W 2021 r. produkcja jądrowa była dwukrotnie wyższa – zanim trzy z ówczesnych sześciu reaktorów zamknięto do końca roku. Trzy pozostałe elektrownie jądrowe w Neckarwestheim, Emsland i Isar mają ruszyć w grudniu. Wielkim pytaniem jest teraz, czy stosy naprawdę się zatrzymały. W związku z wojną na Ukrainie i kryzysem energetycznym w Europie politycy nalegają na dłuższe korzystanie z elektrowni jądrowych.

Polski polityk lewicowy: wyłączenie nuklearne służy tylko „reżimowi Kremla”

Debata przekroczyła już granice państw. Na przykład francuski komisarz ds. rynku wewnętrznego, Thierry Breton, opowiada się za dłuższymi terminami. Było to „w ogólnym interesie Europy”, powiedział Breton „Handelsblatt“. „W tym czasie, kiedy potrzebujemy solidarności, każdy musi zrobić wszystko, co w jego mocy”.

Zaangażował się teraz inny sąsiad Niemiec: Polska. Jeden z najbardziej krytycznych głosów należy do Adriana Zandberga. W „Welt” Zandberg nazwał wyjście „złą i skrajnie nieodpowiedzialną decyzją”. Zdaniem polskiego polityka, zamknięcie pozostałych reaktorów służy tylko „Gazpromowi i kremlowi”.

Niewielka lewicowa partia Zandberga, Lewica Razem, popiera energetykę jądrową, a także jest za budową nowych reaktorów. Generalnie prawie wszystkie partie w Polsce popierają energetykę jądrową – w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie Partia Lewicy bezkompromisowo sprzeciwia się energetyce jądrowej, a wezwania do dłuższego życia słychać głównie w najbardziej konserwatywnych szeregach.

Polska obawia się, że będzie musiała pomóc Niemcom energetyką węglową

Powód: Polska jest (nadal) silnie uzależniona od węgla. W 2021 roku 72% tamtejszej energii elektrycznej wyprodukowano w elektrowniach węglowych. Polscy politycy obawiają się, że bez niemieckiej energetyki jądrowej Niemcy będą zmuszeni importować więcej energii elektrycznej z Polski. Efekt: większe zanieczyszczenie powietrza i wyższe ceny węgla.

Wywarłoby to dodatkową presję na polskich konsumentów, którzy często nadal ogrzewają się węglem. Podobnie jak w Niemczech, u naszego sąsiada galopuje inflacja. Ostatni odczyt za czerwiec osiągnął najwyższy od 25 lat poziom 15,6%. W szczególności paliwa (wzrost o 46,7% w ciągu roku) i energia (o 35,3%) podrożały tam w zeszłym miesiącu.

Dlatego Polska stawia na energię jądrową. Są już na to konkretne plany: mają powstać dwie elektrownie o mocy dziewięciu gigawatów. Niestety reaktory zostaną uruchomione najwcześniej w 2033 roku.

Ponadto Polska, od dawna eksporter energii, pozostaje w tyle Informacje z Międzynarodowej Agencji Energetycznej MAE według importera energii netto od 2014 roku. Choć import energii elektrycznej spadł do najniższego poziomu od pięciu lat w 2021 roku, to od lat rósł, osiągając rekordowe 13,3 terawatogodziny w 2020 roku. Jeśli własna produkcja nie wystarczy, Polska mogłaby być również zmuszony do importu. Z kolei większość z nich pochodziła w ostatnich latach z Niemiec – co może stać się droższe, jeśli wyłączenie wszystkich trzech reaktorów pod koniec roku jeszcze bardziej ograniczy podaż.

Inicjatywa chce wydzierżawić ostatnie niemieckie reaktory jądrowe

Krytycy Polski są więc surowi i to nie tylko ze strony polityków. „Wyłączenie czterech gigawatów z sieci podczas największego kryzysu energetycznego w Europie od dziesięcioleci to szaleństwo” – powiedział ekspert ds. energii jądrowej Jakub Wiech. Dla Wiecha wyłączenie reaktorów to nic innego jak „zagrożenie dla UE”.

Biorąc pod uwagę 13,3 terawatogodzin, jakie Polska musiała zaimportować w 2020 roku, te cztery gigawaty nie wydają się dużo. Jednak z czasem wydajność elektrowni jądrowych sumuje się. Wyprodukowana dotychczas w ciągu roku energia elektryczna wynosi prawie 287 terawatogodzin – z czego co najmniej 18,35 terawatogodzin pochodzi z trzech reaktorów. W 2021 roku przy dwukrotnie większej liczbie reaktorów było to nawet ponad 64 terawatogodziny.

Dlatego polscy politycy chcą zapobiec likwidacji niemieckich elektrowni atomowych. Lewica Razem z Zandberga zaproponowała polskiemu parlamentowi po prostu wydzierżawienie pozostałych niemieckich reaktorów i kontynuowanie ich eksploatacji dla reszty rynku europejskiego. „Odrzucenie energetyki jądrowej i większe poleganie na rosyjskim gazie było być może opcją z niemieckiego punktu widzenia – ale to już nie jest opcja” – powiedziała „Weltowi” koleżanka Zandberga, Paulina Matysiak.

Poseł wyczuł „względy polityczno-ideologiczne” decyzji i podkreślił, że kontynuacja działań jest całkowicie możliwa. W przypadku elektrowni jądrowej Isar potwierdził to również właściciel, spółka zależna Eon Preussen Elektra. Jednak Matysiak wie też, że prawne przeszkody dla tej inicjatywy są prawdopodobnie zbyt duże, a zatem szanse na dalszą eksploatację hałd przez polski rząd są mikroskopijnie małe.

Mimo to Zandberg, Matysiak i ich towarzysze broni chcą być na bieżąco. – Bez względu na to, czy da się to zrealizować, w naszej debacie w parlamencie wywieramy presję na Berlin, by być może na dłużej pozostawił elektrownie w sieci – wyjaśnił Matysiak.

Bianca Robbins

„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *