Wszędzie czerwień i biel. Do późna w nocy polscy kibice maszerowali ulicami Chorzowa z powiewającymi flagami, wielkimi pluszowymi czapkami na głowach i trąbkami w ustach, każde z naczyń w narodowych barwach swojego kraju. A oni śpiewali i krzyczeli: Polska, Polska, Polska! Z każdą sylabą stawali się coraz bardziej dumni i silniejsi, tak jak przez całą wtorkową noc na Stadionie Śląskim, który w Polsce znany jest jako miejsce wielkich triumfów i masowych uroczystości.
Na Śląsku reprezentacja Polski już trzykrotnie zakwalifikowała się do Pucharu Świata, dlatego gwiazdy były już w szczytowej formie przed decydującym meczem play-off ze Szwecją – ale „podniesione z nieba”, jak podaje gazeta. Przegląd Sportowy pisze, gwiazdy mają już samych piłkarzy: Polska wygrała 2:0, w meczu, który z punktu widzenia gospodarzy czasami wyglądał jak zbiorowy akt autoafirmacji, podczas gdy wojna z agresją Władimira Putina na Ukrainę jest wściekłość i obawy pojawiają się również w krajach sąsiednich. Tak można było odczytać tweet, który prezydent Andrzej Duda wypuścił w świat tuż po ostatnim gwizdku, pisany wielkimi literami i z dodatkową dawką patosu: „Brawo, biało-czerwono! Polska idzie do Kataru z podniesioną głową!”
Ludowy bohater Lewandowski zdobywa bramkę, która zrealizowała pierwszą bramkę
Dobrze więc, że na początku drugiej połowy to Robert Lewandowski, swoim pierwszym golem, odwrócił losy kruchego i zaciętego meczu. Bo dla Polaków napastnik FC Bayern jest nie tylko gwiazdą i światowym piłkarzem, ale także popularnym bohaterem i światowym ambasadorem kraju. W Niemczech wiemy o tym, przynajmniej teoretycznie, ale przy 55 tysiącach zelektryfikowanych widzów na Śląsku ten wyeksponowany status brzmi zupełnie inaczej.
To, co zawsze pozostaje takie samo, bez względu na to, gdzie toczy się mecz: słynny na całym świecie sposób Lewandowskiego wykonywania rzutu karnego. Po faulu na rezerwowym Grzegorzu Krychowiaku, kapitan Polski wystartował z rzutu karnego, potknął się na palcach, przytrzymał, pobiegł po łuku, potknął się – i nonszalancko pchnął piłkę w prawo, gdy zobaczył, że szwedzki bramkarz Robin Olsen był już w polu karnym. przeskoczyć w drugą stronę. 1:0
Celem było uwolnienie klatki piersiowej dla strony polskiej, która teraz stała się odważniejsza i bardziej chwytliwa, nie tracąc przy tym głównego skupienia na defensywie. Trener reprezentacji Czesław Michniewicz, który objął urząd zaledwie dwa miesiące temu, ponieważ niepopularny i niezbyt zamożny Portugalczyk Paulo Sousa zrezygnował z pracy i przeniósł się do Ameryki Południowej, również reprezentuje ten pragmatyzm. 52-letni Michniewicz rozpoczął krótkoterminową pracę, ponieważ jego kontrakt z PZPN trwa tylko do końca roku. Wczesne rozszerzenie jest obecnie uważane za możliwe.
Polacy tęsknią za pełną gracji ofensywną piłką
Nowy trener był postrzegany ze sceptycyzmem, ponieważ zdobywanie bramek następuje po obronie na jego liście priorytetów. Polscy kibice wierzą, że obecna drużyna jest predestynowana do zgrabnego ofensywnego futbolu granego przez złote pokolenie wokół rozgrywającego Zbigniewa Bońka w latach 70. i 80. Jego następcą miał być wizerunek niedokończonego w kadrze narodowej.
Pomocnik popełnił jeszcze kilka nieścisłości we wtorek, ale czas jego wielkiego występu nie mógł być lepszy: 27-letni Zieliński złapał złe podanie od Szwedów na linii środkowej, którzy początkowo musieli obejść się bez kontuzjowanego Zlatana Ibrahimovicia i w pojedynkę wdarł się za krawędź pola karnego, skąd celnym strzałem strzelił gola na 2-0.
To była „wielka wygrana” – powiedział Lewandowski, który chwycił mikrofon na stadionie i wygłosił podziękowanie dla publiczności. Nieco później, podczas obowiązkowej pętli wywiadów telewizyjnych, 33-latek stał się bardziej konkretny: „Nie jest łatwo patrzeć na to, co dzieje się gdzie indziej” – powiedział Lewandowski. „Dlatego było to dla nas dzisiaj duże wyzwanie, nie tylko sportowe, ale i psychiczne”.
Ten mecz piłkarski miał drugi wymiar, który dało się odczuć na stadionie, a także późną nocą w pobliskim przemysłowym mieście Katowice: wojna na Ukrainie, niedaleko granicy z Polską. Wybór miejsca w Chorzowie wynikał nie tylko z przesądów, ale także z faktu, że Stadion Narodowy w Warszawie jest obecnie przekształcany w punkt kontaktowy dla ukraińskich uchodźców.
Gra była już z góry obciążona politycznie
Piłka nożna w Polsce jest często politycznie obciążona, zwłaszcza w obecnych czasach. Z jednej strony to wystarczy, aby okazać solidarność, oprócz bardzo realnej pomocy udzielanej ponad dwóm milionom uchodźców w kraju. Na przykład, zamiast gwizdów publiczności rozległy się głośne brawa, gdy grano hymny szwedzki i polski.
Tylko trochę solidarności, ale też sygnał dla agresora Putina, którego oba kraje postrzegają jako zagrożenie. Było też pikantne, ponieważ rosyjska drużyna narodowa była pierwotnie w tym samym drzewie turniejowym playoff. Tuż po rozpoczęciu wojny związki piłkarskie Polski i Szwecji ogłosiły, że zbojkotują mecz z Rosją – i tym samym zapobiegły oficjalnemu wykluczeniu przez FIFA.
Kiedy mecz się rozpoczął, postawa ta została później ujawniona w okrzykach, w dzikich obelgach przeciwko Putinowi i przeciwko Rosji, wyrzucanej z dziesiątek tysięcy gardeł. Jednak futbol też to potrafi: po ostatnim gwizdku wojna została przynajmniej na chwilę zapomniana. Do polskiego trenera Michniewicza należało zatem znalezienie właściwych słów na zakończenie dzisiejszego wieczoru. Powiedział: „Jesteśmy w środku. Jak słodko”.
„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.