Oo ile wojna rozpoczęta przez Rosję powinna była gdzieś „zrobić coś dobrego”, to oto ona: zjednoczyła Polaków i Ukraińców, dwa największe narody żyjące między Niemcami a Rosją, jak nigdy dotąd w głęboko odczuwanej wspólnocie przeznaczenia. Mając to na uwadze, Prezydent RP Andrzej Duda przemawiał w maju przed kijowskim parlamentem jako pierwsza od lutego głowa państwa zagranicznego. Nazwał to paradoksem, że zło może również wytworzyć dobro. Ale przyjaźń, jakiej doświadczyli miliony razy uchodźcy z Ukrainy w Polsce, ich głównym kraju docelowym, „będzie oznaczać, że już na zawsze będziemy dobrymi sąsiadami”. Ta okazja, ten wstrząs jest „historyczny”. Tak określili występ Dudy inni krytyczni warszawscy komentatorzy.
Polak i jego gospodarz Wołodymyr Zełenski podkreślali, że oba kraje mają razem „ponad 80 milionów” mieszkańców. „Nie możemy przegapić tej szansy” (Duda). Gość podziękował Ukraińcom „za obronę Europy przed inwazją barbarzyństwa i nowego imperializmu rosyjskiego” i ukłonił się posłom. Polacy i Ukraińcy dzielą często trudne, a nawet krwawe sąsiedztwo. Polska prawica, z której wywodzi się Duda, pielęgnowała tę pamięć. Było to tym ważniejsze, że Duda podkreślił w Kijowie, że „to, co jednoczy, musi mieć pierwszeństwo przed tym, co dzieli”. Tak powiedział polski papież Jan Paweł II podczas swojej słynnej wizyty na Ukrainie w 1999 roku.
„Miłośnik internetu. Dumny ewangelista popkultury. Znawca Twittera. Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Zły komunikator”.