Polskie startupy szukają niemieckich inwestorów

przez Alexandre’a Hertela

26 października 2019, 05:00

Scena startupowa w Polsce przeżywa rozkwit. Wielu założycieli boryka się jednak ze starymi stereotypami i brakiem kapitału. Jedna z inicjatyw polega zatem na konkretnym pozyskiwaniu darczyńców zagranicznych, szczególnie w Niemczech.

Przedsiębiorca Dariusz Mańkowski buduje w Warszawie autonomiczne roboty transportowe. Ta kosztowna inwestycja zależy od finansowania i inwestorów.
Prawa do zdjęć: MDR/Alexander Hertel

Dariusz Mańkowski z satysfakcją obserwuje, jak metalowe pudło wielkości człowieka toczy się w jego stronę, zatrzymuje się przed nim i zmienia kierunek. Następnie kontynuuje. „Po prostu określamy, jak i w jakich obszarach robot może się poruszać, a resztę robi automatycznie” – wyjaśnia Mańkowski.

Jest założycielem i dyrektorem generalnym „United Robots”, małego start-upu robotyki zlokalizowanego na zachód od stolicy Polski, Warszawy. Nienazwana jeszcze metalowa skrzynia krążąca po biurze Mańkowskiego to prototyp firmy: autonomiczny robot transportowy przeznaczony do samodzielnego transportu ładunków w centrach logistycznych.

Finansowanie start-upu z własnej kieszeni

Mańkowski chce dostarczyć pierwsze modele seryjne w 2021 roku. Powinny one być w stanie przewieźć bez pomocy człowieka do 1000 kilogramów. Zainteresowanie wykazuje już Poczta Polska, a firma logistyczna rozważa także pilotażowy projekt z robotami Mańkowskiego. Ale do tego czasu prototyp wymaga jeszcze dużo pracy, a firmie potrzebne są pieniądze. Opracowanie kosztowało już sześciocyfrową sumę.

„Większość pieniędzy w firmie jest nasza” – mówi Mańkowski. Są też fundusze z UE czy polskiego rządu, ale ciężko je pozyskać: „Wcześniej wystarczył pomysł, plan. Dziś potrzebny jest biznesplan i przynajmniej jeden prototyp. Ale to jest drogie. pieniądze, prototyp do zbudowania.”

Brak pieniędzy spowalnia rozwój

Maciej Kołtoński niemal codziennie słyszy takie skargi od polskich założycieli. 32-latek odpowiada za komunikację w „Startup Poland”. Think tank został założony w 2014 roku przez 150 polskich przedsiębiorców startupowych i ma na celu między innymi lepsze sieciowanie polskich założycieli z potencjalnymi inwestorami.

Oprócz finansowania większość startupów opiera się na prywatnym lub rządowym kapitale wysokiego ryzyka. W przypadku inwestycji inwestorów zewnętrznych, zwanych „venture capital” (VC), istnieją zazwyczaj cztery rundy inwestycyjne o różnych kwotach. W pierwszych trzech rundach inwestorzy przekazują pieniądze na rozwój produktu lub modelu biznesowego, maksymalnie do kwoty miliona euro. W czwartej rundzie są pieniądze na zaistnienie na rynku.

„Po trzeciej turze w Polsce się skończyło. Tutaj można dostać maksymalnie milion euro. Potem trzeba szukać pieniędzy za granicą” – mówi Maciej Kołtoński. Dla wielu pomysłów milion euro w postaci finansowania zalążkowego po prostu nie wystarczy. A pomysłów w Polsce jest wystarczająco dużo. W sumie startupów jest od 3000 do 3500 – szacuje Kołtoński. Wiele z nich dotyczy rozwijających się rynków cyfrowych, na przykład rozwoju aplikacji do płatności cyfrowych w Internecie.

Szef komunikacji w think tanku Startup Polska, Maciej Kołtoński, stara się zbliżać polskie start-upy i zagranicznych inwestorów. Wita gości z zagranicy w warszawskiej przestrzeni coworkingowej „Hub Hub”.
Prawa do zdjęć: MDR/Alexander Hertel

Uprzedzenia sprawiają, że inwestorzy się wahają

Spółki z tych sektorów są idealne dla inwestorów zagranicznych, którzy chcą inwestować swoje pieniądze w obiecujące technologie – uważa Maciej Kołtoński. „W zasadzie po prostu na nich czekamy. Kiedy wyczerpią się wielomilionowe lokalne fundusze inwestycyjne, przychodzi czas na zagranicznych inwestorów lub firmy. Wtedy będą mogli wybrać najlepsze startupy, jakie u nas mamy”.

Jednak zwracając się do potencjalnych inwestorów, Kołtoński regularnie spotyka się ze sceptycyzmem: „Wszystko zależy od zewnętrznego wizerunku Polski. Istnieją stare uprzedzenia, jeśli chodzi o prowadzenie biznesu i inwestowanie tutaj. Utrwalony stereotyp zacofanego kraju bloku wschodniego utrzymuje się szczególnie wśród największego partnera handlowego Polski, czyli Niemiec.

Niemieccy goście zaskoczeni Warszawą

Polska znacznie wyprzedza swojego wielkiego sąsiada w wielu obszarach rozwoju cyfrowego. Choć nawet w dużych niemieckich miastach nadal istnieją martwe strefy, Polska jest już niemal w całości objęta LTE. I podczas gdy zagraniczni turyści w Berlinie regularnie rozpaczają z powodu nieakceptowanych kart kredytowych i braku bankomatów, w Warszawie płatności zbliżeniowych telefonem komórkowym można dokonać niemal wszędzie.

Ale Niemcy są ważne dla polskich startupów – wyjaśnia Maciej Kołtoński: „To jeden z głównych rynków docelowych dla naszych firm. » Dlatego Startup Poland specjalnie zaprasza teraz do Polski inwestorów niemieckich i innych, aby przełamywać uprzedzenia. „Odwiedzający są zwykle całkowicie zaskoczeni nowoczesnością Warszawy. Wtedy pokazujemy im rozwiązania polskich startupów. I zaskakują ich jeszcze bardziej” – mówi Kołtoński.

Ochrona niemieckich inwestorów

A niemiecki inwestor może stanowić przełom dla polskiego startupu. Warszawska firma informatyczna znalazła niemieckiego przedsiębiorcę polskiego pochodzenia, który dołączył do firmy – wspomina Kołtoński: „Jak już go dopadli, to miesiąc później byli na rynku niemieckim”.

Założyciel United Robots, Dariusz Mańkowski, również patrzy na zachód: „Zdecydowanie chcemy ekspansji na inne rynki, takie jak Wielka Brytania i Niemcy”. Spotkał się już z pozytywnymi reakcjami na konferencjach, nawet w innych krajach niż Niemcy: „W zeszłym roku byłem w Holandii. Wiele osób już wiedziało, że w Polsce są ludzie inteligentni, potrafiący wytwarzać innowacyjne produkty”.

Dowiedz się więcej o gospodarce cyfrowej w Europie Wschodniej

Ten temat w porządku obrad:RADIO MDR AKTUELL | 19 października 2019 | 7:15

Pierce Caldwell

„Guru kulinarny. Typowy ewangelista alkoholu. Ekspert muzyki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *