Kiedy w Polsce zepsuł się pociąg

1.8.2023
Obawiając się tego, co nieprzewidywalne, jestem dziś na dworcu głównym 40 minut przed odjazdem pociągu. Nie da się już oszacować, ile czasu zajmie Ci dotarcie do celu w Berlinie – czasem kursuje autobus U2, czasem Schönhauser Allee jest zablokowany.

Na peronie 12, skąd odjeżdża pociąg do Przemysła Głównego, nie jestem sam, zgromadziło się tu już wielu Ukraińców. Ta trasa do Lwowa i Kijowa jest obecnie popularna – zwłaszcza, że ​​obecnie nie ma zbyt wielu alternatyw na przedostanie się z Niemiec na Ukrainę.

Zaledwie kilka dni temu w moje ręce wpadły stare bilety lotnicze. Dowód na to, że dwa lata temu można było polecieć bezpośrednio do Charkowa! Jednak od początku Wielkiej Wojny ruch lotniczy na Ukrainie został całkowicie wstrzymany, a podróż pociągiem do Charkowa zajmuje 36 godzin.

Na dworcu głównym słychać zwykłe komunikaty: jak spóźniony jest jeden lub drugi pociąg i dlaczego. Ten do Düsseldorfu na peronie naprzeciwko jest spóźniony o godzinę z powodu ludzi na peronach. Mój polski wystarczy, żeby zrozumieć stojącą obok mnie siwowłosą panią, która z dumą mówi do swojej przyjaciółki: „Ale nasz pociąg zawsze przyjeżdża na czas, zawsze!” Szybko jednak odkrywamy, że się myli, dzisiaj spóźnia się 25 minut.

Czy pociąg do Kijowa będzie na nas czekać?

W pociągu staram się obmyślić plan i ustalić, kiedy muzycy w ciągu najbliższych dni powinni przyjechać do studia nagrać płytę – i jednocześnie zasnąć. Kiedy się budzę, stwierdzam, że pociąg w Rudnej Gwizdanowie stoi unieruchomiony.

Wreszcie, 50 minut później, następuje ogłoszenie. Tym razem to nie człowiek, ale drzewo spadło na tory, pociąg nie może już jechać dalej. Autobusami pojedziemy do Lubina, skąd podróż będzie kontynuowana. Ale na razie są tylko dwa autobusy i nie każdemu wystarczą. Mam szansę zacząć od pierwszej grupy. Gdy już wsiadamy do nowego pociągu w Lubinie, oba autobusy kierują się ponownie do Rudnej Gwizdanow, aby zabrać pozostałych pasażerów – i zdarza się to jeszcze dwukrotnie.

Nie ma dalszych ogłoszeń. Klimatyzacja działa tylko wtedy, gdy pociąg jedzie, więc stoję przed drzwiami wagonu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Spotykam tam dwie Ukrainki, jedną z Charkowa, drugą z Zaporoża. Dotykamy tutaj tematu, który nurtuje także wszystkich Ukraińców: czy pociąg do Kijowa będzie na nas czekać w Przemyślu, czy nie? A jeśli nie, to co robimy na dworcu w środku nocy i co dzieje się z naszymi biletami?

Obok nas palą młodzi Polacy. Ponieważ dalsza część podróży jest oczywiście opóźniona w nieskończoność, jeden z nich biegnie do kiosku i przynosi sześciopak piw. Ja też wchodzę z nimi w rozmowę, widzimy moją koszulkę z logo Rohatyńskiego Dziedzictwa Żydowskiego, inicjatywy opiekującej się żydowskimi grobami na zachodniej Ukrainie – i chcemy wiedzieć, czy jestem Izraelczykiem.

Zanim zdążę mu odpowiedzieć, nagle słychać syrenę. Od kiedy w Polsce obowiązuje alert lotniczy? Ukraińcy nadal palą, niezrażeni i nie wydaje się, aby działo się z nimi coś niezwykłego. Jedna z nich mówi, że dzisiaj Polska zostałaby zbombardowana. Co?! Przeglądam informacje, ale nie mogę znaleźć żadnego potwierdzenia tej informacji. Mieszanką języka polskiego i angielskiego jeden z Polaków próbuje nam wytłumaczyć, że dzisiaj przypada rocznica Powstania Warszawskiego i że syrena ma z tym coś wspólnego.

Trzy godziny później pociąg znów jest pełny i w końcu możemy jechać dalej. Do Przemyśla przyjeżdżamy dopiero o 2 w nocy, czeka na nas ukraiński pociąg. Co za ulga! Jeszcze dziesięć godzin i po raz pierwszy od listopada 2021 roku będę z powrotem w stolicy Ukrainy.

Howell Nelson

„Typowy komunikator. Irytująco skromny fan Twittera. Miłośnik zombie. Subtelnie czarujący fanatyk sieci. Gracz. Profesjonalny entuzjasta piwa”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *