Uchodźcy w mińskiej mgle: „Jedziemy do Polski – potem do Niemiec”

Nad ulicami Mińska wisi gęsta mgła. Ani promień słońca nie przecina szarobiałej zasłony. Poziom alertu jest pomarańczowy – wyjaśnia biznesmen. Widoczność jest czasami mniejsza niż 20 metrów. Ale to nie jest powód, dla którego podczas wycieczki po mieście nic nie wskazuje na to, że tysiące uchodźców z Bliskiego Wschodu chce stąd kontynuować swoją podróż do Europy Zachodniej.

Chociaż na głównym dworcu kolejowym w Mińsku i sąsiednim dworcu autobusowym jest dużo ruchu, pobliskie centrum handlowe również robi się coraz bardziej zatłoczone około południa. Ale to głównie Białorusini spędzają tu soboty. Mińsk, nowe centrum handlu ludźmi i uchodźcami na wielką skalę? Nic na to nie wskazuje. Następny.

Po dziesięciu minutach jazdy przez ponurą stolicę Białorusi, na zjeździe z Prospektu Pobeditelei (Alei Zwycięzców) nad brzegiem Świsłocza, nagle zauważasz kilka samochodów zaparkowanych w bocznej uliczce. Grupa ludzi ładuje nieporęczne bagaże – plecaki, torby, śpiwory i karimaty.

Uchodźcy modlący się we mgle Mińska: „Jedziemy do Polski – potem do Niemiec”

Za rogiem, wzdłuż ulicy znanej z parad Łukaszenki i masowych protestów przeciwko jego rządom w zeszłym roku, nagle pojawia się ich więcej. Niedaleko Palais des Sports dziesiątki grup ludzi z bagażami stoją w gęstej mgle, rozmawiając i czekając. Dwóch mężczyzn właśnie wróciło z supermarketu do czekającego na nich przyjaciela, który wcześniej przywitał ich przyjaźnie. „Jesteśmy Kurdami i pochodzimy z Iraku” – mówi jeden z mężczyzn i kontynuuje: „Jedziemy do Polski – potem do Niemiec”.

Plany pozostałych podróżników są podobne. Tłumy nikomu tu nie przeszkadzają. Jak w typową sobotę, miejscowi przechodzą obok uchodźców i wlewają się do centrum handlowego; trochę porozmawiaj z nieznajomymi – lub weź grupę. Kobieta z Mińska mówi, że to niezwykły widok, „kiedy pobożni muzułmanie wśród turystów rozkładają dywany i modlą się tutaj”. Ale nie ma problemu z nieznajomymi. Wręcz przeciwnie: Wy, Białorusini i uchodźcy, macie coś wspólnego: wszyscy chcą opuścić kraj i udać się na zachód. Kobieta obecnie odkłada na to pieniądze – „aby dostać wizę do Polski” – mówi.

Uchodźcy w Mińsku: „Niektórzy mówią, że Niemcy wysłały autobusy migrantom”

Tymczasem radiowozy zatrzymały się na poboczu, ale nic nie robią. Według białoruskiego prawa do tej pory wszystko jest legalne: uchodźcy mają wizę, aby mogli legalnie przebywać w kraju. Jedynie w świątyniach konsumpcjonizmu w Mińsku uciekinierzy pozornie nie są mile widziani. „No Backpackers” głosi, że na drzwiach wejściowych wisiały tabliczki. Ale mogą wejść bez bagażu. Przechadzają się po alejkach centrum handlowego, wypłacają pieniądze z bankomatów, piją kawę i rozmawiają.

Rojhan (imię zmienione) stoi w supermarkecie z kapeluszem opuszczonym do brwi i szalem naciągniętym na twarz. On też jest Kurdem z Iraku, który chce wyjechać do Polski, a potem do Niemiec i mówi: „Mam problemy w moim kraju. Musiał rozstać się z żoną i trójką dzieci, aby uciec od brata. „To były moje ostatnie wybory i bardzo źle się czuję” – mówi, pokazując zdjęcia siebie i swoich dzieci.Dwa dni temu wylądował w Mińsku, lecąc przez Dubaj. Chciałby wiedzieć, jak wygląda sytuacja w Niemczech iw „dżungli”, ziemi niczyjej między Białorusią a Polską. Ale nadzieja na lepsze życie jest silniejsza niż patrzenie na okrutną rzeczywistość na granicy.

Wieczorem po Mińsku krążyły fałszywe wiadomości, że polska armia otworzyła granice i zezwala ludziom na przekraczanie granic. „Proszę, przyjacielu, ta wiadomość jest prawdziwa, Rojhan prosi z nadzieją. Niektórzy nawet twierdzą, że Niemcy wysłały autobusy do migrantów”. Kurd pozostaje jednak w Mińsku. Bez solidnego planu nie chciał ryzykować wyprawy do granicy. Obecnie.

Rojhan wciąż ma środki na spędzenie kolejnej zimnej nocy w Mińsku w ciepłym hotelu. Jednak mówi też: „Nie mam pieniędzy, żeby spróbować szczęścia. W niedzielę pisze, że jego czas w mieszkaniu się skończył i musi teraz poszukać innego miejsca do spania.

I nagle minibusy zatrzymują się i przedzierają się przez „dżunglę”

Mohammed (imię zmienione) ma szczęście. Może zatrzymać się w hotelu i jest jednym z nielicznych tu Syryjczyków. Sam przybył do Mińska z Aleksandrii w Egipcie. Spędził tam ostatnie kilka lat wraz z rodziną. Ze szczęśliwym uśmiechem pokazuje zdjęcia swoich dzieci, które razem odwiedzają piramidy. Ale te zdjęcia przeczą opisowi tego kraju: „Życie w Egipcie nie jest dobre. 100 milionów ludzi to za dużo. „Dziesięć dni temu, mając wizę na Białoruś, skorzystał z okazji, by przyjechać do Europy. „Mój brat mieszka w Brunszwiku” – mówi. Właśnie tam chce teraz iść.

Niedzielny poranek pokazuje, dlaczego wielu uchodźców w Mińsku tak cierpliwie czeka. Przed Sportpalastem nagle zbiera się kilka grup ludzi. Jeden samochód za drugim zatrzymuje się na parkingu. W górę jeżdżą również minibusy. Uchodźcy wsiadają co minutę i rozpoczynają swoją podróż. Plac przed Sportpalast stopniowo pustoszeje. Z drugiej strony coraz więcej ludzi jest tam przed centrum handlowym „Galleria”. Napływ ludzi, którzy chcą dostać się do Niemiec przez Polskę – nie zatrzymuje się w ten mglisty weekend w ponurym Mińsku.

Nazwisko autora tego raportu nie zostanie opublikowane przez FOCUS Online ze względów bezpieczeństwa.